Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jego przywykło nie coraz do nowych, ale do stałego uczucia, wychował się w tej atmosferze, w której jak najmniej zmian, po troszę nas godzi ze światem... Szukaj pani środka...
— Znajdę go — rzekła kobieta... znajdę, nie bójcie się... zresztą odjadę ztąd i wrócę wam spokój stracony... Smutek pani Bulskiej, tak jakoś podziałał na poczciwego proboszcza, tak go z nią pojednał, a tak razem był mu boleśny, że z jego powodu się obudził — iż chciał się co najprędzej usunąć, aby nań nie patrzeć. Wyszedł nie rad z siebie, bo mu się zdawało to, że za surowym był z hrabiną, to znowu, że nie dosyć jeszcze szczerze i otwarcie spełnił swój obowiązek.
I idąc tak ulicą z głową spuszczoną, otoczony swemi psami, zapomniał nawet o nich, choć mu się szczekaniem dopominali, gniewając się na siebie za zbytek powolności, za przesadzoną surowość, za niezręczność wreszcie, i pierwszy raz może w życiu czując coś nakształt zgryzoty sumienia.
W niezwykłem czując się położeniu, trapił się nie wiedząc czy swoim obowiązkom podołał. Już był we drzwiach domku swego, gdy głośne: niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, zatrzymało go u wnijścia.
Kaleka grenadjer stał oparty o barjerkę.
— A ty tu znowu? nic dobrego jakieś! — rzekł o... to... to... jakiś... idź mi zaraz... pijesz słyszę niepoprawiony... i śmiesz tu jeszcze przychodzić?!
— Ja, piję! — zawołał grenadjer — ja? to potwarz... księże kanoniku... wodę piję chyba... a to od trzech dni chleba nie mam, za cóżbym pił?
— Tak! tak! chleba nie ma, ale wódka jest!
Grenadjer odchrząknął i poskrobał się po łbie.
— Mój ojcze — rzekł — a gdybym czasem kropełkę łyknął... ale pijany nie byłem, nawet miałem robotę, tylko Że to te Niemcy, to kiepsko płacą.
— Jakie Niemcy?
— A ten co stoi w miasteczku...
— Cóżeś jemu robił?
— Pilnowałem pakunku...