Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A kogo ani modlitwa, ani praca nie leczy?
— Chyba ich nie próbował.
— A kto ani pracować, ani modlić się nie umie?
— Niech się nudzi — rzekł kanonik — czy to pani mówisz o sobie? — spytał po chwili.
— Łatwo się domyśleć, wszystkiego w życiu kosztowałam i zmęczyło, znudziło mnie już wszystko.
— Dla tego, żeś pani próbowała do zbytku... Gdyby kto nieustannie coraz nowego pokarmu kosztował, jeść by mu się pewnie odechciało. To stan duszy znajomy i choroba pospolita!! Spytaj pani, czemu my tu wieśniacy naszym jednostajnym żywotem ani się męczymy, ani nudzimy?
— A! wy! to co innego! — zawołała hrabina — naprzód ty księże kanoniku jesteś święty...
— Tfu! bez tych pochlebstw, moja pani!
— A drudzy... a! nie powiem już.
— Więc radzisz — dorzuciła po chwili namysłu, ot tak stać się jednym z was?
— Biedna duszo grzeszna! — westchnął spoglądając na nią z powagą kapłana ksiądz Ginwiłł — o! jakżeby ci było zbawiennem stać się w istocie jedną z tych istot pokornych i cichych, z jakich się tu składa kółko nasze... Żyłaś dotąd popisem piękności, oklaskami, hołdami, próżnością, rozumem i dowcipem własnym, ale cóż po tem wszystkiem, gdy to ani drugim, ani tobie nie daje szczęścia ni pokoju! Wyrzecz się świata i marności jego, upokorz duchem, zapłacz choć raz, zabolej, a staniesz się inną!
Bulska zamyśliła się, zdawała poważną i szczerą, ale zdala półuśmiech barona Herdera, który patrzał na jej konferencją z proboszczem, wywołał natychmiast uśmieszek na usta i wstała mówiąc o czem innem.
Rozchodzono się po obiedzie, gdy w sieni dognała Bronicza i kazała mu do swego pokoju wejść za sobą; nie było środka wyłamania się, musiał być posłusznym...
Wbiegła do mieszkania tego, rozkosznie urządzonego na wytworny salonik, i rzucając się na kanapę jakby znużona, ręką przyciskając czoło, wskazała