Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dostrzegłszy tego, zafrasował się. Więc w narady z panią Osmólską co tu robić, pojechali do miasteczka, wozili się z nią po sąsiedztwie, ojciec książek sprowadził, sprawiono wieczorek, ale to nic nie pomogło. Kostusia ożywiała się chwilowo i znowu wpadała w ten stan apatji jakiejś, którego się sędzia obawiał.
— A co ja tu poradzę, jak się zowie, moja Osmólsiu — mówił do niej; — żebym wiedział, że to pomoże, tobym ją wyłajał, ale...
— Zmiłuj się pan, na co się to zdało? dziecko i tak cierpi.
— Ale ja tego nie zrobię — rzekł stary — tak się to mówi, poradź-że mi co z nią począć, kiedy ją nic nie bawi, że nie pożałuję czegoby chciała to pewna.
Wespół z panią Osmólską wynajdywano różne środki, odnowiono fortepian, przywieziono nuty, dostali książek, zaproszono jakąś panienkę do towarzystwa, ojciec sam krzątał się koło swej doni, biegając z nią i śmiejąc się do niej, ale jakoś wszystko się to nie udawało i nie pomogło.
— Trudnoż mi go prosić — mówił w duchu Bundrys — tego chłopaka! widocznie się Kostusi podobał, dałem mu do zrozumienia, żebym mu rad był, ale głupi, jak się zowie, po ojcowsku ze swoją pychą siedzi w kącie.
Mowa była o Broniczu, do którego wielkie miał serce sędzia, z dawna sobie powiedziawszy, że dla przyszłości córki nie powinien ją wydać za bogatego, ale dać męża poczciwego a małej kondycji, aby jedynaczka zawsze w domu panią być mogła. Tymczasem trafiła kosa na kamień, Bronicz także nie garnął się do szczęścia, któreby musiał jakiemś upokorzeniem okupić.
Wyczekawszy się Bronicza, Bundrys wreszcie siadł po cichu list pisać do niego; ciekawość mogła mu posłużyć za powód zaproszenia, złożył się pedogr, że w Borowej być nie mógł, poskarżył na osamotnienie i silnie na chłopca naległ, żeby go odwiedził.