Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pan Aleksander byłby się mógł opatrzeć z jaką zręcznością ta kobieta odegrywała komedję, z nim, z Leonem, z hrabią Tytusem, z Anglikiem, Niemcem i Włochem, umiejąc utrzymać wszystkich i pragnąc jeszcze do swoich trofeów dodać biednego Jasia, który od niej uciekał. Ale kto przekonanym być nie chce, nie przejrzy nigdy, a pan Aleksander uparcie jej bronił, i choć z uczuciem nie wydawał się wcale, macierzyńskie oko czytało w jego duszy męczarnie jakich doznawał, co cierpiał codzień, jak tonął w tych czarnych oczach, które dla każdego miały błysk inny, co chwila wyraz odmienny, a taką siłę uroku.
Chorążyna sama wyznawała, że gdy się jej przypodobać chciała i przymilić pokusa, nie można się było oprzeć czarodziejce wszechwładnej.



Wśród tego chaosu, który starzy Jamuntowie znosili cierpliwie, nie umiejąc sobie dać rady, ale który ich bolał nie pomałn, zapomniano prawie o Romaszówce. Pan Aleksander obawiał się stracić chwili czyhając na piękną kuzynkę, oblężoną i mniej dostępną od czasu przybycia tych panów. Bronicz choć usilnie zapraszany, pojechać tam nie śmiał: Bundrys znowu nie lubił się sąsiadom narzucać i siedział w swojej chacie. Ale mu się Kostusia nudziła, i pieszczotka, słysząc rozpowiadane dziwy o towarzystwie licznem i osobliwszem, w Borowej zebranem, napierała się je zobaczyć, wzdychała żeby ją tam zawieziono. A że w sąsiedztwie niezmiernie powiększono dziwy, jakie się dziać miały u państwa Jamuntów, i o cudzoziemcach prawiono niestworzone rzeczy, dziecięciu główka się zapalała. Ojciec wszakże nie życzył sobie wziąść Kostusi, miał w tem powody swoje, zawsze jeszcze obawiając się starania pana Aleksandra. Nie wiem, czy nie umiejąc dostać się do pożądanego a zakazanego świata Borowskiego, czy z innego jakiegoś powodu, Kostusia posmutniała od niejakiego czasu, a Bundrys