staruszka — ja przynajmniej tego twojego Anglika bardzo jestem ciekawa; jak żyję nie widziałam żadnego, prócz w karykaturze.
— A! i ten jakby z niej zdjęty się wydaje — zawołała pani Bulska — ale ja go odprawię.
— Cóżby miał za pojęcie o gościnności naszej! zmiłuj się.
Trochę się jeszcze drożyła niby piękna pani, spoglądając to na chorążego, to na pana Aleksandra, który udając wesołość, zdawał się przybity i smutny; wreszcie poszła odpisać p. Morton, że choć w obcym domu, przyjmie go...
Nie dalej więc jak nazajutrz, wszyscy mieszkańcy dworków wybiegli jak na cudowisko patrzeć na uroczysty wjazd sir Dawida do Borowej.
Syn Albionu nie miał z sobą powozu, a nie chciał wziąć pocztowej bryczki i przybył konno, ze służącym i pocztylionem. Na maleńkim koniku pocztowym, najniegodniejszem siodle, z jednym tłumoczkiem przytroczonym za sobą, drugim za służącym, zapięty pod szyję, pozawiązywany chustkami tak, że koniec tylko czerwonego nosa jego widać z nich było, gentleman wjechał wśród okrzyku żydziaków, przeprowadzających tę kawalkadę od miasteczka. Popielaty jego surdut, krągła czapeczka, niezmiernie długie nogi, sam sposób siedzenia na koniu, czyniły go tak śmiesznym, że nawet ks. Ginwiłł, który wyszedł na ganek, począł gniewając się na siebie śmiać z nieszczęśliwego podróżnika. Dano mu apartament na górze w pałacu, choć ze wszelką przygotowany starannością, jednak niedogodny widać, bo nim się ubrał, nieustannie po coś służącego na dół posyłał i tysiące rzeczy mu brakło.
Wieczorem dopiero, w czarnym fraku, kapeluszu i białych rękawiczkach, sir David Morton ukazał się na pokojach, gdzie się zbiegło znowu co żyło aby go oglądać. Milczący, poważny Anglik, pomimo swej ekscentryczności, podobał się może państwu chorążym; znać w nim było człowieka który miał wolę i używać jej umiał, szanującego godność swoją, nie zastanawiającego
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/68
Wygląd
Ta strona została skorygowana.