Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A spodziewam się, że mi staremu przyjacielowi ojca nie odmówi? — dodał Bundrys — hę?
— Co pan każe?
— Ty polowania nie bardzo lubisz; słuchaj, Jasiu — zostań tu w Romaszówce, i pomóż Osmólsi i Kostusi przygotować się na nasze przyjęcie... My się wszyscy rozjedziemy, baby tu same zostaną, bądź na dziś naszym Wojskim... hę??
— Z całego serca, bylem potrafił! — rzekł Jan.
— Ale czego ty nie potrafisz, chłopiec sprytny... tylko — dodał cicho — córki mi nie bałamuć! I pogroził mu na nosie — No zgoda?
— Z największą przyjemnością spełnię rozkaz sędziego — stawiając w kątku strzelbę rzekł Jan.
— Serdecznie ci dziękuję i zdaję moją władzę — odezwał się Bundrys wesoło; — rozkazuj, pędzaj dziewczęta, staw na pokutę, kłóć się z panią Osmólską z mojej plenipotencji, jak ja z nią codzień się ujadam; a zresztą... tylko mi Kostusi nie bałamuć!! wara!!
Jan na powtórzone to zastrzeżenie zarumienił się mocno i spuścił oczy, a Bundrys rozśmiał się głośno.
— A teraz — rzekł — w drogę! w drogę! czas panowie! czas!
Wszyscy uważali ten zwrot gospodarza do młodego chłopaka, serdeczność dla niego, nareszcie sam wybór pana Wojskiego, do którego starsi i bliżsi znajomi sędziego zdawali się mieć więcej prawa; zadziwiło to nie pomału i dało do myślenia młodszym, ale drudzy umieli to sobie wytłómaczyć podrzędnem położeniem ubogiego szlachetki, którego niejako do posługi użyto tylko. Sam Jan nie bardzo się zastanowił nad tem co go spotkało, a z serca proszony, nie wziął wcale za złe staremu, że go na gospodarstwie osadził. Gdy się jednak powoli rozjechali wszyscy, z wrzawą i hałasem spiesząc do kniei, gdy Bronicz sam pozostał w domu zupełnie sobie obcym, nie wiedząc co ma robić, a czując się do jakiegoś zajęcia obowiązany, zakłopotał się położeniem swojem. Nie miał jednak czasu długo rozmyślać, bo na progu Kostusia, która się dotąd nie uka-