Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Chorążyc nie wiedział jak począć; z gorącem uczuciem stanąć przed starcem, w którym prócz żalu wszystko już zagasło, przemówić doń niezrozumiałym językiem namiętności, trudno było — słowa mu marły na ustach, a ojciec jednem wejrzeniem odgadł co się z nim działo, i ta męczarnia wzbudziła w nim litość.
— Mów, Olesiu, mów — rzekł drżąc starzec... — co chcesz?
— A! ciężko bo to powiedzieć... — odpowiedział syn.
— Ja ci pomogę — z uśmiechem dodał chorąży — ja się domyślam, ty kochasz tę kobietę, nieprawdaż
— Tak jest, ojcze, i pewien jestem, że godna będzie zamieszkać pod dachem waszym.
— Bóg jeden wie przyszłość — rzekł na to powoli Jamunt... radzić ci, nasz obowiązek, sprzeciwiać się nie mozomy i nie potrafim... Nie potępiam nikogo, bo któż zbadał głębie serc ludzkich i śmiałby kamieniem rzucić? Kto wie przyszłość i obrachuje człowieka? To co się nam wydaje klęską, bywa błogosławieństwem, co widzi szczęściem jest karą? Ale poprawa człowieka trudna, ale na niej budować przyszłość domu i rodziny... krucho... Proś o natchnienie Boga, a nie mnie o radę... ja, jak ty, omylić się mogę. Tyś ociemniały namiętnością, ja mogę być ślepy uprzedzeniem... czyń jak Bóg natchnie...
Starzec nie przywykły mówić długo,zamilkł chwilę, oczy mu łzą zachodziły, patrzał na syna z czułością i przycisnął go do piersi tuląc głowę jego.
— Olesiu — rzekł — my nie długowieczni — starzy, dnie nasze policzone, może twojego szczęścia stać tyle, ile nam życia... ale konając chcielibyśmy umierać o ciebie spokojni... chciałbym pomyśleć, że ten dom doczeka w błogosławieństwie Bożem lepszych czasów... że na twój siwy włos nie włoży los korony cierniowej... Powiedz mi sam, mogęż umierać spokojnie?
— Ale na tę nieszczęśliwą istotę, kochany ojcze, więcej rzucono potwarzy, więcej było pozorów, niżeli istotnej winy... łzami obmyła, czem ją świat zwalał... i wyrzekła się ludzi...
..