Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/192

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja tam o tem nie myślę! — przebąknęła nieśmiało dziewczynka — na co mówić o tem...
— Ale to twój ojciec...
Kostusia już od badania pod pozorem jakim uciekać chciała, gdy Osmólska pochwyciła ją za rękę.
— Przyznaj-że się przedemną — rzekła z uczuciem jak przed ojcem, prawda to?
Dziecię skryło głowę w jej rękach... przybrana matka westchnęła... Może w jej sercu lekkie obudziło się uczucie zazdrości, jakiego nawet rodzice doznają, gdy od nich dziecię, po nowe i nieznane szczęście w świat śpieszy, może się jej żal zrobiło dziecka, które ją tylko i ojca dotąd kochało, i łza zwilżyła oczy...
— Dziejże się wola Boża — rzekła — nie po mojej to myśli, ale skoro ty sobie tego życzysz, ojciec pragnie... co mnie obcej przeszkadzać i perswadować... Przypatrzę mu się lepiej, może się z nim pogodzę...
— O! jestem tego pewna! — zawołała gorąco całując ją po twarzy i rękach Kostka — on, taki poczciwy, tak dobry!
Nie potrzeba było innego wyznania nad ten wykrzyk mimowolny, a w chwilę potem, gdy zaturkotało, i Kostusia się zarumieniła, pani Osmólska przekonała się na nowo, jej przeczuciem przybycia Jana, że już nie przeszkadzać, ale pomagać było potrzeba....
Stary Bundrys przyjął Jana w ganku... wykrzykiem:...
— A chodźno naprzód mój possesorze! zjedzmy co... nim przystąpim do interesu... już tam musieli podać śniadanie.
Śniadania nie było jeszcze, ale że go nie przyniesiono, burując i gderząc wywołał córkę i panią Osmólskę do bawialnego pokoju Bundrys, Jana im oddał; a sam pod pozorem zajęcia wyszedł...
— Po śniadaniu weźmiemy się do rzeczy — rzekł — teraz jeszcze nie mam czasu..
Pani Osmólska z zajęciem przybliżyła się do Jana; a przewidując egzamen, Kostusia obawiająca się jego skutków i wrażeń, odstąpić też ich nie chciała. Zdano