Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiał, widząc sędziego tak serdecznym i uczucia pełnym dla swej rodziny, przejął się dlań wdzięcznością i miłością jakiej był dotąd nie uczuł. Rozmowa nie tylko nie zdawała się nużyć Bundrysa, ale choć przedmiot jej powszedni i obojętny, przeciągnęła się dosyć długo — a wychodząc w ganek do bryczki, którą mu zaprządz kazał Jan, sędzia szepnął na ucho gospodarzowi.
— No? a pamiętasz com to ci mówił ostatnią razą, no! przyjedź, jak się zowie, do mnie, potrzeba nam pogadać, bo i moje kobiety o waści się turbują i pytają... nie zasiaduj się w domu... Już odemnie się nie wykręcisz, kochanku, musisz sobie onus pro peccatis, odebreć Romaszówkę, bo dalej zginę, ekonomowie rozkradną i gospodarstwo licho weźmie...
Odłożywszy do późniejszej nieco pory rozmówienie się z panem sędzią, Jan musiał nazajutrz zaraz pobiedz do Borowej, gdzie już o powrocie jego wiedziano, ale w chwili żałoby nie chciano mu się ze zbytkiem troskliwości zawadnej narzucać, czekając ażby się sam odezwał. Stary chorąży szczególniej uczuł śmierć pana Ignacego serdecznie, i cichą łzą po nim zapłakał.
— Biedne człowieczysko — rzekł — przeznaczył mu Bóg, ot tak w trudzie i pracy zgasnąć nie zaznawszy pociechy i lepszej doli na ziemi... gdyby był choć rok pożył!..
Chorążyna i pan Aleksander, wszyscy zresztą znajomi zaboleli nad stratą Bronicza serdecznie, i jak to poczciwe serca umieją, pokochali go więcej jeszcze, czując nieszczęśliwym. Ukazanie się Jana dowiodło mu, jak dobrych miał przyjaciół; wszyscy skupili się doń ze słowem pociechy i współczucia biegnąc i wyprzedzając, ksiądz Ginwiłł trochę się rozpłakał.
— Dziecko moje — rzekł — mamy ojca w niebie, nikt z nas tu nie jest sierotą, chybaby wiary w sercu nie miał... Nie wierzysz jak nas tu ta wiadomość zgryzła wszystkich, starzy nasi popłakali się, pan Aleksander chciał ci w pomoc posyłać Doroszeńkę,