Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sięgnęła nie po pustą książkę dla rozrywki, ale po surowe słowa wielkiego nieznajomego, który do niej przemówił jak Chrystus do duszy pragnącej nawrócenia:
„O serca szalone i niewierne, takżeście głęboko zagrzęzły w rzeczach ziemskich, że już nic, jeno co cielesne, uczuć umiecie?
„Nieszczęśliwi, z boleścią w końcu uznacie, jakąście nędzę, jak czczą ukochali marę!
„Przeciwnie, święci pańscy i wierni słudzy Chrystusowi nie zważali na to, czego pożądało ciało, ani co chwilowo im połyskiwało — nadzieje ich i wejrzenia wzniesione były ku rzeczom niebieskim...
„I pragnęli tylko dóbr nieskażonych i duchownych, aby ich miłość rzeczy ziemskich nie przywiązała do ziemi...
„Bracie, nie trać nadziei wydoskonalenia w życiu duchownem... bo czas i godzina nie minęła...“
(Naśladow. Chr. Pana. R. XXII.)



Smutny był wjazd do Kryłowa biednego Jana, który pochowawszy ojca na cmentarzu wioski ukochanej przezeń, na roli którą lat tyle rękami swemi użyźniał, matkę i siostrę zabrawszy z sobą, powracał do przygotowanego dla nich domku; — smutniejsze jeszcze było pożegnanie kątka, z którym stara pani Ignacowa żegnała się zapłakana, nie mogąc rozstać, biegając od mogiły męża do wrót swej chaty, od opuszczonych izdebek, do żółtego grobowca... Prosty krzyż drewniany wzniósł się na miejscu spoczynku starego szlachcica, który rozstania z sadybą swą, przyrósłszy do niej sercem, przenieść nie mógł biedny. Żal cichy ale głęboki nurtował po nim i ostatek mu sił wziąwszy, skleił oczy jego na wieki, a Bóg miłosierny oszczędził w życiu ostatniej boleści pożegnania, we śnie zsyłając śmierć pożądaną i wiekuisty odpoczynek.
Teraz Jan stanąć musiał na czele rodziny swej, zostając opiekunem matki i siostry, jedyną ich podporą