Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szego w tej chwili zbyt złej wróżby, i Wołyniak nasz uczuł dreszcz przechodzący po ciele, ale wolałby był umrzeć niż strach ten pokazać, i wrócił do kapitana, siedzącego w powozie, podśpiewując wesoło.
Ruszyli ku Bielanom nie mówiąc słowa do siebie...
W pół drogi jakoś mgły podnosić się zaczęły powoli, słońce parę razy błysnęło, a z tą zmianą sceny i myśl przyszła weselsza; kapitan zażądał cygara. Karol począł świstać ukraińską piosenkę... I tak ukradkiem spoglądając na siebie, niekiedy uśmiechając się, to nucąc, przybyli nareszcie do lasku, w którym w tejże chwili prawie, nieco opodal, wysiadali przeciwnicy, naradzając się, gdzie miejsce wybiorą.
Rybacki pobiegł do nich i nie bez ciekawości spojrzał na Bulskiego, ubranego czarno i wydającego się jakoś cieniej; trzeźwy był i skutkiem tego rzadkiego wypadku, poważniej, przyzwoiciej się wydawał; nie mówił nic, powtarzając tylko kiedy niekiedy przez zaciśnione zęby:
— Prędzej panowie, prędzej... prędzej!
W lasku było coś gości przechadzających się, dosyć ludzi którzy się kręcili i spoglądali ciekawie na przybyłych; wziąwszy więc pistolety pod płaszcze, sekundanci z Bulskim, poszli wyszukać miejsca ustronnego. Zaraz na wstępie do Bielańskiej dębinki, uszedłszy kilkadziesiąt kroków, jest obryw stromy, którego część w dół na zarośla łoz i krzaków usunęła się unosząc z sobą kilka pni drzew starych — przypadkiem przechodząc tamtędy, i z wzgórza rzuciwszy okiem na piękną ztąd Wisłę jak morze daleko rozlaną, Bulski ujrzał w dole zewsząd ostawiony zaroślami i ścianami kątek u stóp swych leżący. — Ot tu! — zawołał wskazując palcem — ot tu, po co iść dalej!
— Ale jakże się tam spuścić?... nie ma ścieżki...
— Znajdziemy ścieżkę...
— Przestrzeni mało — rzekł Rybacki.
— Na taką sprawę dosyć...
Zawahali się sekundanci, w końcu, że im to było wszystko jedno, choć z niemałym trudem spuścili się