Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

porozumiano się o dzień, godzinę, miejsce i sekundanci się rozjechali w dosyć kwaśnych usposobieniach, szczególniej kapitan, który przewidując wiele i sięgając myślą daleko, obawiał się z tego wszystkiego kłopotu dla siebie. Mniej mu chodziło o życie ludzi, którzy dlań byli obojętni, niż o własną skórę, jeśliby się to katastrofą skończyć miało. Wiedział, że Bulski, który niewiele umiał, strzelał na nieszczęście doskonale, bo był namiętnym myśliwym; a nawet chwilę jakąś podobno wojskowo służył. Pan Karol także trafiał w asa o trzydzieści kroków bez najmniejszej trudności. Wprawdzieć, wszyscy to wiemy, że mierzyć do celu a do piersi człowieka rzeczy są cale różne; ale zawsze niebezpieczeństwo tem było większe, że oba przeciwnicy strzelcy celni i wcale nie tchórze.
Nazajutrz rano dorożka z kapitanem Rybackim i Karolem, i jednocześnie prawie drugi powóz wiozący Bulskiego, podpułkownika i eks-dragona austrjackiego, skierowały się ku Bielanom.
Dzień był wiosenny, posępny i wilgotny, deszczyk maleńki mżył i pruszył, rzadkie chmury przesuwały się po nad ziemią, w powietrzu wisiał jakiś smutek. Kapitan Rybacki, zamyślony, ponury, klął w duszy Dablberga, który mu tę sekundę nastręczył, pupilla swego, Wołyń i Wołyniaków hurtem wszystkich, pojedynki... ludzi i kobiety. Karol był zimny, milczący również, a że zwykł późno wstawać, tą zaś razą raniej się zerwał, ziewał co chwila...
Przejeżdżając około św. Jana, okiem rzucił Rybacki na wnijście kościelne i pierwszą rzeczą, którą zobaczył, był całun rozpięty u drzwi... Karol, czy go widział czy nie uważał, niewiadomo czem tknięty, prosił żeby stanąć, że chce pacierz zmówić... Była to w życiu jego tak niezwyczajna chętka, że sam się jej zdziwił podobno, ale dobrym jak złym natchnieniom przywykłszy być posłusznym, wyskoczył natychmiast do kościoła... Skierował się machinalnie do jednej z bocznych kaplic, i w chwili gdy oczy podniósł, ujrzał przed sobą trumnę okrytą czarnem suknem.... Widok to był dla najśmiel-