Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szak! ma to być kobieta osobliwszej piękności, wdowa, rozwódka? co?
Pan Aleksander mimo woli się zarumienił.
— Ale już jej nie mamy, wyjechała — rzekł powoli.
— Prawda to, że tak piękna? — spytała Kostusia.
— W istocie, bardzo ładna — odparł chorążyc...
— I bardzo sprytna! — dodał Bundrys — głowę mi ot tak nagadali tu o niej wszyscy... zmiłuj się, panie chorążycu, powiedz, prawda, że to ma być i gospodyni, i prawnik i literatka, i siedm razy jedna...
— Dwadzieścia cztery razy — przerwał pan Aleksander — czem chce, tem jest...
— Otóż to panie, do czegośmy przyszli! — zawołał gospodarz — kobieta! Czem to były poczciwe nasze niewiasty za dawnych czasów, a co się z tego zrobiło... a to! monstrum panie taka jejmość!...
Wszyscy się rozśmieli.
— I młoda słyszę jeszcze? — dodał Bundrys.
— Lat dwadzieścia kilka — rzekł Bronicz...
— I piękna?
— Dosyć...
— I głowy tam pozawracała w Borowej wszystkim, bo kto ztamtąd przyjedzie, nagadać się nie może.
— Jakże żałuję że jej widzieć choć z daleka nie mogłam! — szepnęła Kostusia.
— Tfu! a toż tobie dla czego? — ofuknął się sędzia — żebyś jeszcze zapragnęła ją naśladować! Zostaw to paniom, niech sobie komedje grają! nam co innego potrzeba, szlacheckiej córce i żonie szlachcica, nie przyszło być aktorką, na wielkim świecie to co innego, tam czem innem być trudno.
I rozśmiał się Bundrys, widząc zakłopotanie Kostusi.
— Ale, tedy, pojechała, jak się zowie — dodał gospodarz — pojechała?
— Z powrotem jednak — szepnął Bronicz po cichu.
Przez cały czas tych odwiedzin, w ciągu których pan Aleksander starał się być widocznie jak najwięcej przy pannie Konstancji, Bundrys, choć w niezłem