Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

były po większej części męzkie i salon więcej się mężczyznami niż kobietami napełniał. To mu dawało trochę pozór lwiej jamy i niezbyt dobrego tonu mimo elegancji jaka tu panowała. Wieczorem palono cygara wszędzie, a że Dorota nie bardzo dbała o klassyczne formy obejścia, było w nim w istocie coś nazbyt kawalerskiego.
Wspomnieliśmy o rozsiewanych na rachunek pani Bulskiej powieściach, było ich dosyć i niektóre charakterystyczne wcale, ale naprawdę powiedziawszy, żadnego faktu, nic, coby ich prawdziwości dowiodło, a śmiałość Doroty, jej uśmiech swobodny, więcej mówiły przeciw tym potwarzom, niż rodzaj życia za niemi.
W parę dni po przybyciu do Warszawy, pani nasza już była objechała, rozrzucając bilety, główne znajome sobie domy i przyjmowała wizyty w małym saloniku paląc papiros na kozetce przy kominku. Od pierwszej poczynała się prawdziwa processja do bramy hotelu, i trwała bezustannie do obiadu prawie; jedni wchodzili, drudzy wychodzili, niektórzy przyszedłszy przesiadywali uparcie wszystkich, rozmowa trwała żywa, złośliwa, ostra, a piękna pani czynnie do niej należała.
Cała zima, która bez niej upłynęła, dostarczała jej obfitego wątku.
Wszyscy zdawali się niezmiernie radzi hrabinie, a w tłumie tym znalazł się przed innemi hrabia Tytus zawsze i wiekuiście przy nadziei, i baron Herder, który się dotąd znajdował w Warszawie, i Salviani i ów pan Karol wyświeżony jak z igły, ale jawnie i oczywiście mimo elegancji, mocno jeszcze tchnący wsią i w stroju i w mowie, i w sposobie znalezienia się, wykrzykujący głośno, robiący omyłki co chwila, ale nie zrażający się niczem.
Widząc go z taką butą rozposażającego się u siebie, piękna Dosia trochę zimno go przyjęła żeby nie ośmielać zbytecznie, ale on nie zważając na to wysiedział parę godzin, i zdawał się mieć ochotę zostać dzień cały, tak, że pani i jego, i resztę gości, idąc się