Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zasępił znów czoło, ale go rozmiatała modlitwa, i znów po nim jaśniała dusza ciszą i pogodą.
Leon czuł się tu jak w domu, na myśl mu nie przyszło nawet, że może być natrętem, że stanie się ciężarem, zdawało mu się, że gdzieindziej żyćby nie potrafił, że powracając tam, gdzie cierpiał do szału, znowu wpadnie w dawną swą apatją. Pan Aleksander też ani przypuszczając rozstania, urządził mu na dole wcale dobrą pracownię, a gdy w bibliotece znalazły się przepyszne sztychy galeryj, i wiele dzieł o sztuce, było co czytać, oglądać, studjować, i czas upływał z niepochwyconą szybkością.
Ale troskając się o biednego artystę, sam lekarz tęsknił i niemal jego przejął chorobę. Dla rodziców tylko skrywać ją musiał niechcąc im czynić przykrości, i ile razy matka wpatrując się w niego troskliwie dopytywała o zdrowie, zaspokajał ją uśmiechem i żywą rozmową; ale nie był swój, zamykał się, mizerniał i tęsknił najwidoczniej. Przejażdżki w sąsiedztwa, polowanie, wszystkie maluczkie środki zabawy, której Borowa nie potrzebowała, i zebrać się na nie nie mogła, wkrótce zostały wyczerpane, a czas także skutku nie robił; pan Aleksander walczył mężnie, ale cierpiał.
Tymczasem piękna królowa wjeżdżała do stolicy w orszaku, który ją po drodze otoczył, pomnożonym przez Wołyniaka szalenie już rozkochanego nim do rogatek dojechali. Nowej tej postaci, która nie wiem jaką liczbę w księdze zdobyczy hrabinej nosiła, brakło oryginalności, ale nie zbywało na ochocie do niej. Był to młody chłopak domowego wychowania, które też na nim mocno znać było, pieszczoszek matki, elegancik przez pół, przez pół ukraińskiego kroju hulaka, śmiały, pewien siebie i zdający się ufać, że życie nie powinno mieć dla niego ani przeszkód, ani zawodów. W ciągu dzieciństwa i młodości dogadzano panu Karolowi, że już mu się w głowie żadne sprzeciwieństwo pomieścić nie mogło, robiono dla niego, co tylko rozkazał, nie chodził do szkół, bo mu się nie chciało, guwernerowie ostrożnie go karmili nauką, więcej z nim na polowa-