Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przypomni światu, że coś jest piękniejszego i lepszego nad jego chleb powszedni — i to dobrze! Życie nie upłynie ci daremnie, zostawisz po sobie podatek któryśmy wszyscy winni — jakikolwiek, na jakić stało uczynek...
Leon powoli się tak odradzał, począł modlić się gorąco, chodził do księdza Ginwiłła, słuchał i gderań jego dobrotliwych, i swobodnych żartów i napomnień łagodnych, potem jakby mu z oczów gruba mgła opadła, pożałowawszy zmarnowanych lat młodych, jął się pracy gorąco.
Nie poszło to łatwo ani ręce, ani głowie, ani sercu, z razu nawykłszy powtarzać typ jedyny w tysiącu jego różnych objawień, jeszcze powracał do niego, ale sam czuł się już upokorzony tą niewolą. Malując obraz do kościoła Borowskiego, zaczął od tego, że swój w nim ideał postawił znowu, i starł go pojąwszy, że ziemska ta twarz, nie mieściła w sobie idei świętości, że była jej zaprzeczeniem. To postrzeżenie było pierwszą oznaką ozdrowienia Leona, ideał spadł z wysokości i rozbił się w proch na ołtarzu... dawniej widział w nim wszystko, dziś tylko wyraz ziemskiego piękna, na które duch nie zstąpił... Zmazawszy poczętą robotę, Leon poszedł się modlić; w kościele pierwszy raz spostrzegł twarzyczkę Krzysi Jamuntównej, a rysy jej powszednie prawie, pomogły mu do stworzenia nowego typu...
Krzysia nie będąc tak piękną, by za wzór do najwznioślejszego pojęcia piękności służyć mogła, miała wyraz niewinności, świeżości, pokory, który jej twarzyczce urok dawał chwilami nadzwyczajny. Leon też nie ją odmalował, ale z tej twarzy odgadł i domyślił się, czego brakło jego pierwszemu pojęciu lica Matki Boskiej; zrozumiał jak najwyższa świętość zgodzić się może z pokorą, jak dziecinna prostota łączy się z wielkością. Tamta twarz promieniała zwycięztwem prawie dumnem, piękną była, ale zimna, królewska; ta uniżona, wzruszona, owionięta duchem, oblana światłością... anielskim wdziękiem uśmiechała się z płótna.