Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brego słowa, a wszystkich miał sobie życzliwych...
Późno wieczorem powrócił z tej pielgrzymki i zmęczony spać się położył; nazajutrz koło południa wyjeżdżać też już mieli. W chacie tylko co najpotrzebniejszego zostało, reszta na wozach czekała; Jan modlił się w wieczór szczęśliwy, że do Kryłowa powraca.
Do dnia jak zwykle wstała matka pomyśleć o śniadaniu, zerwała się Andzia, ale krzątanie się ich nie obudziło starego, około którego na palcach chodzili, żeby mu snu nie przerywać. Jan poszedł koni dopatrzyć i ludzi pozbierać, już i słońce podniosło się wysoko i dzień począł być ciepły, a szlachcic nie wstawał... Staruszkę ten sen uparty niepokoił, zbliżała się do łóżka, ale znalazła męża nieporuszonym i na pozór uśpionym z pogodnem czołem, a ulitowawszy się bladości zmęczonej twarzy, dzieciom zaleciła żeby się jak najciszej obchodziły.
Już się i południe zbliżało, i przedłużony ten spoczynek nienaturalnym począł się wydawać Janowi, matka też nie wiedziała co robić, ale jej na myśl przychodziło, że pan Ignacy żegnając się wczoraj z każdym wódki kosztować zmuszony, choć jej nie pijał, mógł sobie nią zaszkodzić.
Poszli z synem powoli do łóżka, kaszląc i stukając, aby mu powoli ten sen przerwać, stary się nie ruszył, Jan zbliżył się wreszcie i krzyknął przeraźliwie — ojciec nie żył.
Zasnął tak uciśniony tęsknotą, która zeń resztę sił wyczerpała, pracowity starzec, snem sprawiedliwego, bez boleści, bez walki, i zgasł jak dopalona lampa...
Na krzyk syna, płacz matki i Andzi, ludzie się zbiegli, wszczął hałas i rozruch, cała wieś zaległa podwórze, cucono, ocierano, trzeźwiono, ale nie budzi się, komu raz anioł śmierci pieczęć swą na powiekach złoży...



My wróćmy do Borowej, gdzie się jeszcze pobyt pani Bulskiej przedłużał, a gość ten tak w początkach straszliwy, stawał powoli niezbędnym członkiem kółka,