Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tysiące, i wieczorami kozaka tańcował naprzeciwko, aż się stary trząsł dworek, użyty do czegokolwiek, całą duszą brał się do roboty i gotów był łba nadstawić, a swojego dokazał. Wykłócił się i pożartował, ale nie pożałował siebie do niczego, nocką czasem drapnął do karczemki, ale co do niego należało zrobił w porze i drugim się opóźnić nie dał. A że najbliżej był pana, bo mu buty czyścił, z ludźmi przybierał powagę dozorcy i miał nadzieję, że taki kiedyś na gumiennego się wydrapie jeśli nie więcej. Jan go lubił, bo Iwaś z wesołą zawsze przychodził twarzą, a z rozkazem leciał piorunem i nie rozumiał niepodobieństwa; u niego musiało być co mu powiedziano, choćby największe na drodze znalazły się trudności, nie ustąpił póki nie dotarł i na swojem nie postawił.
Już był Bronicz trochę się oswoił z Kryłowem, poobjeżdżał pólka, pustki, łąki w lesie, granice, ponauczał się nazwiska uroczysk, dowiedział się od Zahoneckich ludzi, co dawniej na Kryłowszczyźnie siedzieli, gdzie co siać, i gdzie lepiej jakie udaje się ziarno; zimowe posiewy zaczęły się ruszać ślicznie, bo deszcz w miarę przechodził, jarzyna się też obsiewała; łąki już zatykać miano, gdy jednego popołudnia, siedząc w ganku ze strzelbą, którą czyścił, spostrzegł na drodze od młynka czwórką zamaszystą mierzynów do dworu jadącą kałamaszkę słomą ostawioną. Gość w Kryłowie był rzadki, nawiedzali go tylko z Borowej poczciwi przyjaciele, nikogo zresztą nie znał i nie spodziewał się. Iwaś przyskoczył od bramy zdyszany wołając z zapałem swym kozaczym:
Hosti jidut! hosti!
A tuż za nim bryczka zabiegła przed ganek i z niej wysiadł śmiejący się stary Bundrys.
— A kochanego sąsiada! — zawołał — otóż to takie teraz obyczaje nic do rzeczy, dawniej przybywający w sąsiedztwo, objeżdżał i poznawał się submittując panom braciom, a teraz starzy tubylcy sami muszą nowego szukać sąsiada, pięknie to? hę?