Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom III.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Drogi Twoje okaż mi panie, a ścieżek Twoich naucz mnie.
„Prowadź mnie w prawdzie Twojej, a naucz mnie, boś Ty jest Bóg“.
I przy tych słowach Jan z dziwnem uczuciem pożegnał gościnną Borowę, puszczając się ku nieznanemu dotąd Kryłowu. Wieleć o nim słyszał od Doroszeńki, ale tak jakoś się składało, że choć parę razy tamtędy przejeżdżał, nigdy tego zblizka nie widział, odkładano umyślnie obejrzenie na potem, a on się też nabijać nie śmiał. Niecierpliwy chłopak radby był na skrzydłach zalecieć na tę nową sadybę, w której spodziewał się wkrótce dla rodziców pracować; ale jak na złość droga wcale nie była dobrą. Puszczało właśnie, groble rozmiękły, koła grzęzły po same matoczyny, a chłopak powożący ochoczo, oszczędzał koni i tak do zbytku gorących, które ich obu wiozły na nowe gospodarstwo. Był to dworski kozaczek, sierota do posług wzięty z Wołynia, którego dano Jasiowi za furmana i pokojowca razem; przywiązany już do niego, filut, figlarz, tancerz i myśliwiec zapalony, a zawsze tak wesół, że mu się oczy nawet gdy milczał śmiać zdawały, a przez sen pieśni wywodził. Choć tam we dworze dobrze mu było, ale rad także wyruszał do Kryłowa, gdzie się swobodniej panować spodziewał przy paniczu, gdy tu lokaje dworscy trochę nim pomiatali nieborakiem.
— A wiesz ty drogę? — spytał go Jan.
Iwaś odwrócił się śmiejąc do niego i ramionami tylko ruszył.
— Ot to! — rzekł — do Kryłowa? z zawiązanemi oczyma bym trafił.
— Daleko?
— A mila opętana, kozacka, ale byle nam za grobelki się wybrać, to na szpaczki cmoknę, a polecim, jak sokoły. Ej te groble litewskie, sto tysięcy by je mordowało, z kamienia na kamień, z dziury w dziurę, u nas tego na Wołyniu nie ma, równo jak po stole.
Gawędząc tak i dowiadując się coraz, rychło Kry-