Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Paweł Trawiński, ostatni opiekun, dowiózł do najbliższej stacji, sam jeszcze nakłaniał się i wyprosił, że ją w niezajętej szczęściem umieszczono karetce, i gdy poczciwa ogorzała twarz jego znikła z oczów Dosi, poczuła dopiero jak ciężko być samemu na świecie, nie znając tego świata. Nagle, wśród wrzawy i tłumu gościńca pierwszy raz znalazłszy się sama jedna, bez opieki, obca wszystkim, zadrżała nad sobą. Pojęła wrecie, że jest maluczką jednostką, niepotrzebną nikomu, popychaną i lekceważoną przez otaczających, i zrozumiała trudność wyrobienia sobie jakiegoś stanowiska wśród ludzi, których mała garstka żywo już przedstawiła jej większy świat, w jakim miała utonąć. Dziecku zdawało się jeszcze przed chwilą, że dość będzie pokazać się w czarnej sukience, z oczyma zapłakanemi i ładniuchną swą twarzyczką, by obudzić litość, zajęcie, miłość i ujrzeć ręce wszystkich wyciągnione ku sobie... tu ogarnął ją chłód jakiś, postrzegła, że każdy żyje dla siebie i popycha drugich prędzej niż wspiera; wzdrygnęła się, rachując, jak trudno przyjdzie wyżebrać współczucie. Sądząc z wiejskich swych przyjaciół, we wszystkich zrazu oczekiwała pomocników i opiekunów, ale wnet przekonały ją wejrzenia i uśmiechy podejrzliwe i szyderskie, że na nikogo rachować nie było można.
Chociaż nie powinno było zdawać się dziwnem że jechała sama jedna, jej piękność, osamotnienie, coś nadzwyczajnego w twarzy i ruchu, zdradzającego wyższość uczucia i świeżość wiejską, zamiast obudzać litość i wywoływać zajęcie, budziły podejrzenia i natrętną ciekawość.
Dosia zrazu aż do zbytku szczera, musiała wkrótce zamknąć się w sobie i pokryć twarz maską chłodu i obojętności; domyśliła się, że łzy, strach, modlitwa nawet mogły być powodem tysiąca fałszywych tłumaczeń i urągań, tak trafne miała przeczucie świata, którego jeszcze nie znała, który ją w kilku postaciach spotkał i w nich objawił się cały.
Traf, który mówiąc nawiasowo powinien by się nazywać inaczej, bo wszystko na świecie tak jest urzą-