Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przywlókł się i Piotr, który zasłyszawszy głośną rozmowę, przyśpieszył kroku do dworku Pawła... a ze słów kilku schwytanych po drodze domyślił się, że Dosia już o wszystkie m wiedziała. Jadwiga przyzwała go prędzej, bo była przywykła radzić się we wszystkiem i na jego zdaniu polegać. Piotr w istocie był prosty człek, nie wielomowny, ale roztropny i śmiały, a że po dworach sługiwał i świata widział dosyć, mógł usłużyć lepszą radą od starej, która całe życie spędziła przykuta do kąta kalectwem i niedołęztwem. Widzieliśmy jak po śmierci pana Czeszaka bez wahania wziął kij i torbę i w świat poszedł z niemi, niezaturbowawszy się o przyszłość, i nie wiele dbając o nią. Po swojemu filozof, Piotr brał tak życie jak było, nie widząc w niem innego urojonego celu nad jeden: dobicia się nieba modlitwą i uczciwą pracą. Nie wiele się też troskał o dodatkowe przyjemnostki podróży, służył póki sił stało i póki mu służba nazbyt nie ciężyła; teraz podstarzawszy obrachował, że już nowemu panu nie zda się i nie dogodzi, i poszedł na żebraczkę. Znano go w okolicy, mógł więc od dworu do dworu, od komina do komina, obchodząc znajomych przewałęsać się rok i przeżywić, nie będąc nikomu ciężarem, bo ledwie raz w dwanaście miesięcy nawiedzając każdego. U lepszych przyjaciół, a miał ich dosyć, przesiadywał trochę dłużej, najmował się do posług, przyjmował listy i przenosił posyłki, i tak nie potrzebując wiele, wcale znośne pędził życie. Zaschły, zawiędły, krzepki choć stary, nie chorzał szczęściem, bo ruch lubił i na miejscu gdzieś w szpitalu, przy kościele, byłoby mu wytrwać trudno, a tak w tej swojej włóczędze począł smakować, że jużby był jej nie zamienił nawet na najlepszą służbę. Kochał on Dosię, jak wszyscy co ją od dziecka otaczali; ale nie pochlebił jej nigdy, owszem często naganił jeszcze, gdy się roztrzpiotała, i słowa prawdy nie szczędził. Ona go się trochę obawiała, ale szanowała, bo czuła że miał zawsze słuszność.
— Pietrze! Pietrze! — zawołała Jadwiga z daleka — patrzajcie... panienka już wie wszystko... — radźcie i