Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dlów z poręczami, kilka stołków, stół dębowy, kufrów kilka, ot i wszystko co zdobiło pierwszą izbę... do której nizkich okien malwy, słoneczniki i bez zaglądały z ogródka.
W niej właśnie siedziała pani Trawińska, krając koszule dla córek i wzdychając, że na to szło dużo płótna, a jejmościanki tak powoli przędły, woląc chichotać po przełazach i przy studni niż siedzieć z kądzielą — gdy zaturkotał wózek znajomy, i klacz zarżała zbliżywszy się do wrót swoich...
— To mój! odezwała się pani Pawłowa, zniżając głowę i zaglądając — ale cóż to jest! Panie Boże! nie sam! kogoś przywiózł, jakaś kobieta! Skaranie! a tu chleb nie pieczony i choć u kumy pożyczaj...
Ciekawa, na próg, rzuciwszy płótno po podłodze, wybiegła, a tuż i Paweł prowadząc Dosię, ukazał się we drzwiach, mówiąc po staremu: Niech będzie pochwalony...
— Otóż ci przywożę gościa na kilka dni — rzekł szlachcic, wskazując Dosię, której czerwone oczy i smutna postawa świadczyły o jakiemś dotykającem nieszczęściu — to panienka z Sadogóry, wychowanka nieboszczyka pana Czeszaka...
— Jakto nieboszczyka? — podchwyciła jejmość załamując ręce — to umarł.
— Dzisiaj go pochowaliśmy...
Najechali tam jacyś dziedzice i bez litości wygnali ją... Ksiądz proboszcz polecił, żeby u nas kilka dni przebyła, póki się co dla niej obmyśli, lub nie odbierze od tych łakomców, coby swoje i cudze pochwycić radzi... Siadajże panienka... bo musisz być strudzona.
— Siadajcie, siadajcie — poczęła Agata, żywo ścierając stołek i podając go dziewczęciu — możebyście co zjedli musicie być głodni...
— Dajcie jej gdzie kąt — szepnął Paweł — niechby się położyła, bo ledwie się na nogach trzyma, potem wam powiem, co to miałem za historje...
Z za drzwi Kachna i Petrysia Trawińskie, córki Agaty, wyglądały ciekawie przypatrując się przybyłej