Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niemogący w świat się posunąć, na skibie pradziadowskej dosyć chudej i nieurodzajnej, w pocie czoła pracowali na suchy powszedniego chleba kawałek. Z kilkudziesięciu osadników ledwie dwóch mogło się w swoim stanie nazwać dostatnimi i zamożnymi, kilku się jako tako od wiosny do wiosny przeżywiali niepotrzebując uciekać do nikogo, reszta zostawali w zawisłości bogatych i arendarza, a naostatek kilku poślednich dogorywali ratując się jak mogli to pracą, to gorzałką, to niewiedzieć jakim zarobkiem. Brak jedności i związku, wygaśnienie familijnego ducha, który ich niegdyś jedną wielką czynił rodziną, cięższe czasy, a opuszczenie rąk, były przyczyną że Trawińskim coraz się gorzej wiodło. Nędza namnożyła waśni, głód porobił nieprzyjaciół i zawistnych, jedni drugim poczęli zazdrościć i szkodzić, przychodziło do kłótni sąsiedzkich i bójek zajadłych, i tak wszystko pochyliło się ku upadkowi, z którego tylko żyd arendarz, przyjaciel każdego co pił, umiał zręcznie korzystać.
Pan Paweł Trawiński, miał tu swój zagon i pradziadowski dworek, ale należał do tych, którym się jakoś nie bardzo powodziło, choć pracował poczciwie i rąk nie opuszczał. On, żona Agata, Trawińska także z domu, po której wziął kawałek ziemi nieurodzajnej pod lasem i na sapach — dwóch synów dorosłych, trzy córki, krewniak Szymon, składali całą ich rodzinę. Wszystko to utrzymać, wyżywić, odziać, pokierować tem, było na głowie pana Pawła, który rozumem nie grzeszył, ale tak sobie szedł dalej a dalej z ufnością wielką, że pracy Pau Bóg dopomoże, i w najgorszym razie nigdy nie rozpaczał. Za to zapobiegliwszej niewiasty nad żonę nie było w całej osadzie; fraszka, że nie spoczęła nigdy, ale narzekała ciągle i głowę myła mężowi za jego obojętny na przyszłość spokój i krew zimną, z którą na wszystko spoglądał. Od rana do nocy to obawiając się czegoś, to zapobiegając czemuś, biedna niewiasta krzątała się z chaty na podwórko, z podwórka na pole, do sadu, na wygon i nieustannym karmiła się strachem dzień cały. — Trudno było Panu