Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wdziany jak mundur razem z zawodem artystycznym, do którego się niemal czuli obowiązani — zużywał ich młodość, odbierał im siły bezkorzystnie. Mniemane podniecanie natchnienia hulanką, żartami, młodzieńczem rozpasaniem, wiodło tylko do bezsilności i ostudzenia, do zwątpienia w końcu o sobie. Geniusz nawet potrzebuje pokarmu i musi pilnować swych skrzydeł by mu piórami porosły, cóż dopiero talent, który zszarzany raz, kręci się w ciasnem kółku powtarzanych próbek i przypomnień. Nawyknienie do szyderstwa, lekceważenia świata i ludzi, do brania wszelkiego ze strony pociesznej i dziecinnej, choć na chwilę zabawia i upaja — powoli ostudza, wyziębia i nie zdolnym czyni umysł do podźwignienia się czystszem, silniejszem natchnieniem. Kto się tarza, musi się nareszcie powalać. Zresztą sztuka nie jest tak łatwą jak się zdaje: pochwycić kształty, użyć ich jako głosek do napisania myśli, nie dosyć jeszcze, gdy w pustej duszy myśli właśnie zabraknie, bo się jej pracą i wewnętrznem skupieniem ducha nie zasiało. Wieleż to artysta umieć musi, nauczyć się, poznać, żeby wszystko potrafił odtworzyć, nie powierzchownie i mniej więcej trafnie, ale z poczuciem charakteru i znaczenia. Nie ma prawie gałęzi nauk, którejby badać nie potrzebował, nie ma rodzaju studjów, któreby mu były zbyteczne; prawdziwie wielcy artyści, wszyscy byli, jak Michał Anioł, Leonardo, Rubens, Rafael, ludźmi wielostronnymi, i pracowali życie całe na wypełnienie daru, który jest tylko nasionkiem...
Nieszczęściem, Rafael umarł Fornariną, a ta nieszczęśliwa piekarka więcej niż jego jednego zabiła... Kto nie może być Rafaelem geniuszem, chce nim być namiętnością przynajmniej!
Wszystkie niemal szkółki artystyczne, jak uniwersytety niemieckie, zarażone zostały tem życiem bujnem, wyczerpującem siły młodości, a jakżebyśmy naśladować nie mieli co się gdzieindziej źle czy dobrze dzieje? Jacek, Henryk, Adam z wielą innymi raz skosztowawszy owego studenckiego żywota, utonęli w nim po uszy, biorąc je za żywioł artystyczny... Niekiedy przy-