Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nic, lub tak jak nic nie umiem, prześpiewałam młodość moją.
— Ale nauczyć się tak łatwo... w tym wieku tyle mamy siły i życia!
— Jam nawet nie przywykła do pracy! — westchnęła Dosia.
— Przyjdzie to powoli.
Tak się poczęła poufna rozmowa; sierota nieznacznie z potrzeby poskarżenia się, jęła się opisu swojej przesłości, którego Leon wysłuchał z drżeniem, łzą w oku i wiarą.
Dosia musiała tak ubarwić ten obraz, tak go uczynić zajmującym, tak mimowolnie w poetyczne ubrała go farby, że słuchając młody człowiek wzruszony był i przejęty do głębi, bał się odetchnąć, wrzucić słowo, by nie stracić wyrazu. Żywe dziecię wsi najprawdziwsze życia swego wypadki widziało teraz w tem świetle jaskrawem, które je czyniły nieprawdopodobnemi prawie; ale Leon uwierzył wszystkiemu, zabolał i tajemnicy jakiejś otaczającej sierotę rad był, bo z nią powabniejszą jeszcze mu się wydała prześliczna dzieweczka.
Ten zwrot powieści Dosi, która mu się wystawiała jako ofiara, w głębi serca zastraszył może Leona, rozpoznającego, że była pieszczoną do zbytku i nadto zakochaną w sobie; ale w jej oczach tyle było wdzięku przy opowiadaniu dziwnej historji, w twarzy tyle uroku, w głosie takiego coś pociągającego, że słabą ją, nieco rozmarzoną i pieszczoszką poznając, nietylko nie ostygł dla niej młody chłopak, ale się do niej więcej przywiązał jeszcze. Ona tak potrzebowała opieki, tak wierzyła w to, że ma do niej prawo! Słabostka odkryta łatwo, zbliżyła tylko litością Leona do niej, ideał zszedł z piedestalu, ale w większym jaśniał mu blasku.
Są w życiu takie pociągi nie wytłumaczone dwóch pokrewnych jestestw, których nic złamać nie może, choćby nie były wzajemne i sił nie czerpały we wspólnem poświęceniu; są namiętności niezbadane i niezwyciężone, a taką właśnie miłość, którą na pierwsze