tównej, teraz jakieś konszachty, to coś jest, przyznaj mi się!
Powiedziałem mu o co chodziło, ale odszedł nie wierząc i grożąc mi; tymczasem Doroszeńko i kapitan rozprawiali zawsze o jednem.
— Teraz — rzekł pierwszy, przypuściwszy że już się pokochał, co ze starym Bundrysem zrobimy? wszak ci on nie zgodzi się na to żeby córka jego miała wnijść do rodziny a reszta gratów?
— Co? — zakrzyknął Zbrzeski z zapałem — a to ją wykradniemy... to go porąbiemy... to historję zrobimy!
— Dopiero by było krzyku na przemoc magnata... a stary by nam jak psóm we łby postrzelał... z nim nie łatwa sprawa...
— Niech mu się tylko klei — rzekł Zbrzeski — damy sobie rady, zrobimy konfederacją, przypaszemy oręż i zbrojną ręką bodajby...
— At! żarty, ale jak pokonać sędziego?
— Myślicie że będzie przeciwny?
I tak długo jeszcze oba na wierzbie gruszki trzęśli; ja musiałem odejść, bom widział że końca nie doczekam, ale to dowód jak tu wszystkich obchodzi to czego chorążstwo pragną.
Umieli oni od najmniejszego do największego przywiązać do siebie wszystkich, tak że każdyby chętną z siebie dla ich szczęścia zrobił ofiarę, właśnie może dla tego, że oni nigdy żadnej nie pragną, i tym co ich chleb jedzą i na łasce ich żyją, sami jeszcze zdają się okazywać wdzięczność... Dla nich znać, że to równi im ludzie, że to członkowie jednej wielkiej rodziny, a miłość chrześcjańska prawdziwie czynem w ich sercach. Małe to są rzeczy, ale najmniejszej nigdy nie dojrzałem w nich próżności i pragnienia utrzymania się na jakiemś stanowisku, pokazania się, przodkowania. Najwyższa pokora i niewyczerpana łagodność znamionują każdą ich czynność. W kościele u nas bywało, gdy się szlachta zejdzie, co to intryg o pierwszą ławkę, jakie parcie się naprzód, ile zgryzot gdy się kto nie dostał
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/80
Wygląd
Ta strona została skorygowana.