Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

many; wkrótce potem wyszliśmy.
— Otóż masz — rzekł do mie — biedna nasza chorążyna już marzy... Waćpan to nic nie wiesz, dla czego się tak rozpytywała, ja to już razy kilkanaście te paroksyzmy przebywałem. Kończą ci się zawodem, a bodaj żeby i teraz tak nie było. Biedna matka, chciałaby syna widzieć żonatym i szczęśliwym, a ten się na biedę żenić nie myśli... Było to już tych panien dosyć, a za każdą też same interrogatorja, poznaki, nciechy, a potem smutek i płacze pokątne. Waćpan pamiętaj, nie karm ją próżno ladajakiemi przywidzeniami, jeśli się pytać będzie; mnie się zdaje że to darmo... jak Bóg zechce, zrobi się to bez ludzi! a widać nie było dotąd woli Bożej i próżne usiłowania. Panna Bundrysówna ma może lat siedemnaście; obliczyłem dobrze; pan Aleksander około czterdziestu... gdzież to się może sobie podobać? ta zwyczajnie młokos, dzierlatka, pusto w głowie, ten sensat... a w dodatku tatunio, który a reszta gratów nie cierpi... Gdzież to jedno z drugiem powiązać!...
Ale próżne były kanonika rozumowania; cały dwór rozpromienił się nadzieją; pierwszy raz w życiu miałem nawet szczęście być zaproszonym przez pannę Jamuntównę do jej mieszkania, i wyprawiwszy synowicę, żebym nie pomyślał zapewne, że co myśli o nas... przyzwała mnie pod pozorem narady o jakieś tam sukienki, co je chorążyna dla Andzi szyć kazała.
Poczęło się prawda od sukienek, ale panna Jamnutówna zrobiła zaraz zapytanie o odwiedziny w Romaszówce: musiałem znowu opowiadać i jak najkróciej się wyspowiadałem, słuchając rady kanonika, a nie wiele dając im nadziei, jakbym nie rozumiał o co chodziło. Uważałem z twarzy panny Jamuntówny, że mnie musiała wziąć za dosyć nierozgarnione stworzenie, alem się na to poświęcił.
Ledwiem od niej wyszedł, porwał mnie Doroszeńko i kapitan Zbrzeski, oba ciekawi i pałający, a tu się wykłamać było trudno, bo mnie w takie wzięli obroty, że od wstąpienia na próg do wsiadania na bryczkę