z ciebie paniczyk.
Nie odpowiedziałem nic, choć doprawdy mój wytarty surducina studencki i całej chłopskiej nie wart siermięgi.
Coś mi się zdaje, że ojciec ma jakieś dla mnie dotąd nie objawione zamiary; słyszałem jak z matką szeptali o mnie, Anna szyje bieliznę, mają posyłać po krawca, a jak zechcą mnie oporządzać, to ich niezmiernie kosztować będzie, bo tu grosz wiele znaczy, i dając go ubogiemu, matka dobrze ogląda czy nie ostatni wyjmuje ze szufladki.
Ojciec kazał najmitowi orać, chodził do żyta, ale jeszcze zielone, żąć go nie pora, może tydzień postać, byle jak w przeszłym roku, o czem mi Andzia mówiła, przed samem żniwem nie spadł grad i nie zniszczył ciężkiej pracy. Czegoś zebrawszy z kufra grosz jaki był, ojciec pojechał i nie ma powrócić aż wieczorem z miasteczka; chciałem go wyręczyć, ale mi przy domu i matce zostać kazał.
Ze wszystkiem się kryją przedemną, widzę że ciężarem im być muszę; wyrwałem się o południu do chłopa, żeby mnie żąć nauczył, bo słyszę że ojciec o najemnika się kłopocze, tobym mu darmo użął choć kilka kopek i toby się zdało. Wyobrażam sobie jakiegoby to narobiło śmiechu, gdyby kto z tych moich towarzyszów szkolnych, co to po sto złotych tracili na orzechy, pierniki, jeśli nie gorsze wydatki, zobaczył mnie teraz z zakasanemi poły uczącego się machać sierpem, po zdaniu egzaminu i odebraniu patentu! A! niech się sobie z Bogiem śmieją! ja powtarzając Georgiki będę swoje robił! Chłopek, gdym mu się otworzył z tem, że chcę żąć, począł się śmiać, spojrzawszy na białe ręce moje.
— A to taki paniczyku na co? zapytał, kładąc sierp za pas.
Nie chciałem kłamać. — Widzisz mój Wasylu, ja tu jeszcze pobędę. Zdałoby się ojcu pomódz i kopę użąć, kiedy się najemnika do żyta brać musi, a grosza