tywał nieustając, musiałem mu wszystko opowiadać i nie pominąłem Kryłowa, machnął ręką nie rad temu.
— Tak! tak! dobrze by to było, — ale im i tobie młodemu się zdaje, że patria ubi bene, a człowiek to rzecz którą sobie można z miejsca na miejsce przekładać i będzie leżała. Myślicie żem ja do tych zagonów nie przyrósł co je tyle lat potem moim skrapiam, że ta chata pochylona nie droga mi, i zyskałbym mieniając ją na wygodniejszy dworek. Ani ja, ani matka nie rozstalibyśmy się bez łzy z tą naszą klecią, a nam starym i łez oszczędzać potrzeba, bo z niemi życie wypływa, którego już nie wiele. Nie tyle tu może zmęczy praca, coby tam dolegała tęsknota: człek tu postęka, pobieduje, ale by żałował tej biedy nawet, gdyby mu się porzuciwszy wszystko przenosić przyszło... a na jakich tam biednych lat parę czy to się warto rugować?
Zacząłem trochę nalegać.
— Tu o nas nic nie chodzi! — rzekł ojciec — tobie zginąć nie dadzą, a przy tobie i o Andzię jestem spokojny... a nam! matce i mnie, czy to już życie przerabiać. Gdzie ten Kryłów! komu chatę zostawić! Nie! nie! dajcie mi z tem pokój.
Ten dzień stał się świątecznym, wyręczyłem ojca w czem mogłem koło domu, siedzieliśmy w chacie i opowiadałem im o Borowej, o której słuchali chciwie, o Doroszeńce, o życiu jakieśmy prowadzili. Aniśmy się postrzegli jak zmierzchło, i najmit z chudobą wyorawszy swój morg powrócił, późno w noc jeszcze gadaliśmy i gadali.
Zacząłem im mówić o Bundrysach, o pannie Konstancji i życzeniach ożenienia pana Aleksandra, na co ojciec głową kiwał:
— Tych Bundrysów ja dawno znam — rzekł — gdyby nawet co i być miało, z nim ciężka będzie robota... dziad sędziego miał sprawę z Sapiehami, był zjazd, wyrzucili ich z domu, zrujnowali, trwał proces długo, i Bundrys dopilnował, że pana kasztelana na wieżę skazano, nie dając mu się okupić, choć nie był majętny a dosyć znaczną summę ofiarowano, żeby go od tego wstydu uwolnił. Siedział więc kasztelan wieżę,
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Boża czeladka Tom I.djvu/130
Wygląd
Ta strona została skorygowana.