Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jenerał kilka razy uchylił drzwi i zaglądał, ale nie śmiał wnijść, widząc Helę w tej zadumie, której przerwanie często obudzało łzy i nerwowe cierpienia.
Stał mimo chłodu w progu domu, oczekując na doktora i niecierpliwiąc się jak despota, który czekać nie umie i nie lubi.
Nie rychło pokazał się Müller, udając wesołego.
— Cóżeś tam robił, doktorze marudo? — zawołał jenerał — coś robił w tym zamku zaklętym czy przeklętym?
— Co robiłem! nie puszczał mnie ten Krajski — odparł Müller — ale czyż, uchowaj Boże, byłem tak pilno potrzebny? czy jenerałowa?...
— Jenerałowa siedzi jak posąg... nie o to idzie — odpowiedział Puzonów — ale ja potrzebowałbym pójść opatrzyć komendę, więźniów, kwatery... a nie mogę się oddalić... lękam się ją tak porzucić.
Lekarz ramionami ruszył.
— Czego się wy obawiacie wiecznie?
— Zostaniecie tu? — spytał Puzonów — nie oddalicie się?
— Nie pójdę już nigdzie prócz chorej, przy której zostać muszę chwilę, aby stan jej wybadać.
— Wpłyńcież, proszę, na jej uspokojenie — rzekł, ściskając go za rękę, jenerał.
— Ale zrobię, co tylko zdołam, bylebym miał czas na to.
— Nic wam nie przeszkodzi... nawet ja, bo odchodzę.
Müller ukrył radość, jaką mu to sprawiło, futro oddał żołnierzowi i na palcach wśliznął się do mieszkania jenerałowej.
Sługa zerwała się przestraszona ze snu.
— Idź sobie odpocznij — szepnął doktór — zostaw mnie samego... ja posiedzę na waszem miejscu...
Drzwi się zamknęły, a Hela nawet oczu nie zwróciła w tę stronę; siedziała wciąż jakby martwa, wpatrzona w ścianę przeciwległą szklanemi oczyma zadumy głębokiej.
Doktór chwilę stał, przygotowując się jakby do rozpoczęcia rozmowy i przebudzenia jej z tego snu na jawie; potem postąpił parę kroków, odkaszlnął zlekka. Hela