Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 2.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącego o losie jej nikt się dowiedzieć nie mógł. Razem z Markowem, daleko więcej nad niego mogący się obawiać, znikł Meklemburczyk, zaszywszy się w jakiś kąt, z którego nierychło miał wyjść; Zubow wyniósł się z pałacu, o jenerałowej wcale słychać nie było. Nie było też komu o nią się upomnieć, bo Puzonów dzień ten także przesiedział pod strażą, a że znano go, jako przyjaciela Zubowa i Markowa, choć areszt nieco oczyszczał, zostawiono go w nim, nie wiedząc, za co był aresztowany. On sam z tego wytłómaczyć się nie umiał.
Nazajutrz dopiero, gdy znaleziono w protokóle więziennym, iż wzięty był z rozkazu Zubowa, wskutek ogólnego rozporządzenia natychmiast go wypuszczono.
Puzonów, nie wiedząc nic o losie żony, poleciał do domu i przeraził się, dowiedziawszy się, co się stało... Rozpacz jego i oburzenie nie miało granic; chciał natychmiast udać się do cesarza, domagając się sprawiedliwości, ale tego dnia było zapóźno.
Zapowiedziano już wówczas z rozkazu Pawła, iż miał zażalenia i skargi codziennie od ludzi wszelkiego stanu przyjmować. Ale w pierwszej chwili po zgonie matki Paweł był tak zajęty, iż zastać go na chwilę nie było podobna.
Przysposabiano naówczas pogrzeb.
W dzień uroczystego obchodu Paweł w czarnej grubej żałobie, bez żadnych oznak godności, szedł sam po zwłoki rodziców i pieszo odprowadzał je całą wielką tę przestrzeń, dzielącą cerkiew św. Aleksandra od cerkwi Piotra i Pawła w twierdzy. Tam obok Piotra Wielkiego kazał on złożyć ciało ojca i matki.




LVIII.

Jak tylko przystęp do Pawła stał się możliwym, prosił o posłuchanie Puzonów. Przez ten czas, który ubiegł od śmierci Katarzyny, uwolniony, napróżno obie-