Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Betina, spostrzegłszy to niepomierne zajęcie, wcale nie myślała go osłabiać, owszem szło jej to na rękę, chciała tylko skorzystać i układała plan, jaki miała przyprowadzić do skutku; wypadało się tylko i oburzyć zrazu i podrożyć i jak najtrudniejszą okazać, co jej w istocie zdawało się bardzo łatwem.
Dawszy się więc ułagodzić powoli, w obawie, aby Puzonów innemi drogami nie szukał znajomości i zbliżenia się do Heleny, dała mu w końcu do zrozumienia, iż dla jego przyjaźni gotowa jest do największych ofiar. Dała mu klapsa po ramieniu, Puzonów ucałował białą rączkę i pogodzili się z sobą.
— Proszę tylko — dodała — słuchać mnie we wszystkiem, być ostrożnym, nie naglić mnie, postępować z umiarkowaniem i zdać się całkiem na przyjaciółkę.
Jenerał zgodził się odrazu na wszystko. Dwie te istoty, godne siebie, porozumiewały się łatwo.
Nazajutrz, gdy swoim zwyczajem Hela przyszła zrana odnieść robotę swej protektorce, Betina śmiechem ją powitała od progu i niezrozumiałemi powinszowaniami.
— A! cieszę się i ty się ciesz... — zawołała — wczoraj prawdziwy odniosłaś tryumf... Ten pan, któregoś tu u mnie spotkała (dawny, zacny przyjaciel mojego męża, a teraz poczciwy opiekun), wysoki urzędnik przy jednem z poselstw, człowiek znaczący, dobrze wychowany, bogaty... ale nie tak, jak nasi panowie, co tylko w długi są bogaci... ujrzawszy cię, został tak zachwycony, ale to tak! że cały wieczór o niczem ze mną nie mówił, tylko o tobie... dopytywał się, chwalił, unosił...
— A! co mi tam z tego! — odpowiedziała, rumieniąc się, Hela — na cóż mi się to przydało!
— Jakto? przecież ci to przynajmniej pochlebia — kobietą jesteś...
— Nawet mi nie pochlebia — smutnie odparła Helena — cóż mi z tego, że mnie nazwał piękną... piękność nic nie znaczy... a nie wiem, czym czego więcej warta...
— A... a jeśli, się w tobie szalenie zakocha? — przerwała Betina.