Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wie, który tymczasem dobył flaszki z za pazuchy, napił się wódki, z kieszeni wyciągnął cebulę i zakąsił... Nic nie wiecie! a ja wiem, że to kłamstwo! Chodził on tu co wieczora, widzieli go ludzie, świadczy Abramek... Siadywał do północka koło jejmościanki... Stary babiarz... niepoprawny... Przecież ja mu tam zła nie życzę, ale interes pilny do trzystu... może się tu gdzie ukrywa, to powiedzcie, nic mu się nie stanie...
Hela nie odpowiadała.
— Jejmościuniu starsza — po chwili odezwał się siedzący na ławie, rozgarniając poły opończy i dobywając trzosika jedwabnego, w którym kilka talarów brzękało — jejmość powinnaś być rozumniejsza... U was tu widzę święta golizna... mógłbym wam ofiarować zapomogę, gdybyście mi dały informacyę i oszczędziły czasu... zapłacę a gadajcie...
Na to obelżywe zagadnienie odpowiedziano pogardliwem milczeniem; stary, schowawszy trzos, począł chodzić żywo po izbie i kląć.
Na stoliku leżał arkusz papieru... Przedostatniego wieczora pan Tadeusz, który lubił rysować, nakreślił na nim kilka twarzy: Ksawerową, Julkę i siebie... Głowa ostatnia była bardzo podobna... Stary, chodząc, spostrzegł papier, wpatrzył się, uśmiechnął i pochwycił go.
— Na co mi lepszych dowodów! — zawołał — to jego twarz! — Oho! teraz się trudno będzie zapierać, że tu był...
W chwili, gdy jeszcze wpatrując się w rysunek, trzymał arkusz w ręku, Hela, rozpłomieniona gniewem, wybiegła na środek i gwałtownie mu go wydarła...
Uczyniła to tak żywo, tak śmiało, twarz jej była tak straszna od gniewu i rozkazująca, że napastnik mimowolnie uległ wrażeniu jakiegoś przestrachu i cofnął się onieśmielony, pomrukując...
— Panna się gniewa, a niema o co — rzekł pokorniej — o co mi chodziło, to wiem, był tutaj... a reszta... panieneczko, to się już dopyta. Już ja teraz nie potrzebuję więcej... po niteczce, po maleńku wysznurkuję, co mi potrzeba... jeśli jeszcze tu gości, to ja się z nim zobaczę...