Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hrabia W. ciągnął, nie mówiąc słowa, nie zwracając oczu. As, na który postawiła, wygrał w istocie. Oczy jej zapłonęły... zagięła parol na nim z gorączkowym pośpiechem.
Inne stawki, daleko większe, odwracały uwagę. Loiska pilnowała swojej... Wygrała znów. Odwróciła się od milczącego starosty.
— Widzisz pan? Jestem taka uparta, że trzeci raz na asa postawię.
— I przegram — odezwał się hrabia W. zimno.
— I wygram — zawołała Loiska.
Po kilku pociągnięciach as wysunął się w istocie, niosąc gospodyni setlewę.
Ze śmiechem, brzmiącym jak dzwonek, zgarnęła dukaty do sakiewki i obróciła się do gościa.
— Widzisz pan — rzekła — to wielka nauka! Wola ludzka jest potęgą ogromną, jest prawie wszechmocą. Trzeba mieć ją silną, żelazną, upartą. Nią się do wszystkiego dochodzi.
Starosta pod wcale innem wrażeniem szepnął nieśmiało:
— Do wszystkiego?
Lekki rumienieć okrył śliczną twarzyczkę. Strzepnęła włosy, spadające jej nieco na skronie, i patrząc mu śmiało w oczy, powtórzyła dwuznacznie:
— Do wszyst-kie-go!
Potem, jakby się namyśliła, dodała ciszej:
— Ale nie bez ofiar. Alboż to nie ofiara z mej strony, żem moją nieomylność i wiarę stawiła na kartę?
Spojrzała ku pokojowi jadalnemu i głosik sre-