Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

których wieczerzy eleganckiej wówczas nie było. Na stole brak wprawdzie dawał się uczuć starych sreber, ale zastępowały je porcelana i szkła pięknie rznięte.
Dom był na stopie bardzo wytwornej.
Mówiliśmy już, że starosta u kilkakroćmilionowego ojca swego, gdzie stół był zawiesisty, staroświecki, a skąpstwo wielkie, do zbytków wcale nie nawykł. Wszystko więc tu wydawało mu się pańskiem, choć niem nie było.
Ale największą panią, pięknością, manierami, strojem smakownym wydała mu się gospodyni domu.
To, co o niej słyszał, dało mu o niej całkiem inne wyobrażenie. Znajdował ją w porównaniu do swych kuzynek wielkiego świata godną zupełnie stanąć z niemi na równi.
Troszkę tylko była śmielszą...
Tytus w porę jeszcze przypomniał sobie i szepnął mu w ucho, że przyjaciele domu dawali jej tytuł kasztelanicowej, do którego żadnego prawa nie miała.
Młody pan, rzucając okiem na stół gry, przekonał się, iż dla niego niebezpiecznem byłoby się w nią wdawać. Kilka tysięcy dukatów, rozsypanych i w rulonach leżało przed bankierem. Poniterowie nie stawiali mniej niż pięćdziesiąt czerwonych złotych.
Przyszły dziedzic fortuny olbrzymiej pensyę miał wyznaczoną nadzwyczaj skromną, a choć się z pomocą Tytusa ratować umiał wydawanemi obligami, nie rozporządzał nigdy znaczną gotówką. Tytus i inni zasilali się jego kredytem; rwano go na