Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówiłem prawdę, aby ich do pokuty i opamiętania nakłonić.
— Któż ci to polecił?
— Sumienie.
Suzantowski, posłyszawszy ostatnią odpowiedź, plunął i odszedł napowrót do krzesła. Barani kożuszek stał oparty na kiju.
— Gdybym twoich siwych włosów się nie litował — odezwał się podsędek — dobyłbym z ciebie prawdy wiadomym sposobem: kazałbym oćwiczyć, abyś mi wszystko wyśpiewał. Lecz — dodał z powagą — chcę dać ci jeszcze czas do namysłu... Siedź i gnij w ciupie!
Groźba nie uczyniła żadnego wrażenia, a pachołkowie odprowadzili starego do więzienia.
Więźniowie powitali go z radością, on ich z uśmiechem. Poszedł do swojego kąta i na barłogu spać się położył.
Nazajutrz w mieście rozpowiadano sobie bardzo rozmaicie, jak sprawiedliwość napróżno usiłowała z człowieka tego dobyć prawdy, jak się zapierał nazwiska, wykłamywał, uwodził... Miano podejrzenie wielkie, iż był zbrodniarzem i mordercą. Ciekawość wzrastała.
Maciej tymczasem biegał do ojca Pankracego, który skarżył mu się, że nic nie może uzyskać, że trzeba było Bogu ofiarować cierpienie, a mieć cierpliwość. Zaręczał słudze, iż podsędek, choć krzykliwy i napastliwy, w gruncie okrutnym nie był.
Tymczasem pozostawiony we wspólnej izbie, Barani kożuszek spełniał dalej to, co za swe więzien-