Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stron się cisnęli, szyby pozamykała, maski, którą miała na twarzy, od opalenia ją nosząc (tak dotąd o cerę była troskliwa) nie zdjęła... — i w najniegrzeczniejszy sposób odprawiła nie już syna, ale najdostojniejszych dygnitarzy, którzy się do zgody przyłożyć chcieli.
Przyjaciele rodziny nieboszczyka króla pomimo tych wybryków królowéj, stali przy niéj długo wiernie, usiłując dopomódz, pogodzić i zburzone ułagodzić umysły. Największe jednak starania biskupa Załuskiego, Kardynała Radziejowskiego, Potockich niepomogły, bo królowa cokolwiek oni uspokoili, postępowaniem swoim gorączkowem burzyła i w niwecz ich zachody obracała.
Mając zdawna wielu na siebie łaskawych, obracałem się ciągle pomiędzy niemi, mało nie codzień widując z Matczyńskim Wojewodą i Załuskim.
Nie spieszyłem do domu, sama ciekawość mnie trzymała w Warszawie, sądziłem że się tu końca téj tragi-komedji doczekam.
Szaniawski mój dał się namówić i wciągnąć do dworu królowéj, która dworzan potrzebowała, a nie łatwo kto do niéj przystał, jeszcze zaś trudniéj się utrzymał — przez niego więc także wiadomości miewałem co się działo.
Na zamku wrzało jak w kotle nieustannie; widocznem było że wdowa korony dla siebie z kimkolwiekbądź więcéj pragnęła niż nawet dla ulubionego Aleksandra.
Stręczyła się więc Polignacowi dla francuzkiego kandydata tak samo jak gotową była austryjackiego przyjąć, gdyby nieżonatym był. Tych co żony mieli samo przez się ekskludowała.