Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieże, położenie na pagórku, załoga powiększona świeżo posiłkiem Janczarów. Zobaczywszy to nasi dowódzcy umysł króla znający, narzekać poczęli... a Pan nasz uśmiechając się powtarzał i przypominał że ma do twierdz szczęście i że mu się one poddają łatwo.
Zaledwieśmy stanęli gdy z zamku strzelać na nas poczęto i żołnierza nam zabito, a zabierając się do obrony przedmieścia turcy zapalili, król natychmiast, tylko co przybyłych kozaków wyprawił aby przedmieść palić nie dawali. Cudem jakimś, bo kozacy się nam nie spisywali — tym razem wpadli z impetem takim, że nie tylko przedmieścia wzięli, ale pierwszą palisadę i bramę opanowali... i chorągwie z krzyżem, na niéj zatknęli. Dodało to animuszu nadciągającéj piechocie i działom, tak że palisady wszystkie opanowano przed nocą.
Nie trwał ogień z naszéj strony nad godzin trzy, gdy chorągiew białą na zamku wywiesili, właśnie w tym momencie, gdy u nas w obozie lamentować poczęto iż tu król wojsko daremnie na kule wystawia.
Zaprzestano strzelania i zamek się poddał na łaskę i niełaskę królowi. Słyszałem jak ich padających do nóg i o żywot proszących, uspokoił temi słowy:
— Nie bójcie się, nie spadnie wam włos z głowy. Nie jesteśmy pyszni w szczęściu, bo wszystko Bogu przyznawamy!
W istocie osobliwemu szczęściu królewskiemu przypisać potrzeba, iż turków trwogą nawiedził, bo się mogli kilka tygodni wyśmienicie bronić, żywności i prochów mając podostatkiem.
— Na Św. Marcin w obu Meczetach chwałę Bożą śpiewać będziemy! powtarzał król z niewymowną ra-