Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/73

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.

    pan oboźny na dodanego mu dworzanina i zmierzył go okiem, które się zaśmiało...
    — Jak się waść zowiesz?
    — Pełka, panie hetmanie! — odparł chłopak zarumieniony.
    — Cóżeś mnie waszmość uczynił hetmanem? — śmiejąc się, rzekł oboźny — wiesz, że nim nie jestem.
    — Aleś nim być powinien! — żywo odpowiedział Pełka.
    Czarniecki uderzył go po ramieniu.
    — A waść w pierwszem polu? nieprawda? z jakiej chorągwi?
    — Myszkowskiego...
    Skrzywił się nieco pan oboźny...
    Wśród tej rozmowy na dole Pełka najrzał swojego Gabryka i skinął. Kopnął się chłopak po Sułtana, któremu tylko munsztuk trzeba było narzucić i popręgi poprzyciągać... Nim powoli po krużgankach i schodach zeszli na dół i nim pan Czarniecki swojego bułanego dosiadł, którego mu trzymali ludzie, Gabryk Sułtana przyprowadził... Koń się podobał oboźnemu.
    — I żołnierz, i rumak — odezwał się — do pary; winszuję waszmości konia, bo na wojnie od niego życie zawisło...
    Jechał tedy Pełka za nim w miasto, gdzie Czarniecki kwaterą stał w klasztorze.
    Nie znać tu było mieszkania człowieka, co z hetmanami stał narówni władzą, a od hetmanów wyżej znaczeniem. Para izb składała mieszkanie całe.
    W jednej z nich pisarze nad stołem uwijali się z robotą, w drugiej było twarde łóżko Czarnieckiego, który od niewygód odwykać nie chciał...
    Pełka zatrzymał się wśród kancelarji, gdzie rozkazy ekspedjowano — lecz nie zatrzymywano go tu długo, bo wszystko musiało piorunem iść u wodza, który sam jak piorun padał na nieprzyjaciela i jak piorun się z szykami swemi, za-