Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/525

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że zabił pisarzową? gadaj — czego się mieszasz?
Wszystko to tak natarczywie i prędko, jeszcze na koniu siedząc, mówił Rożański, że Gabryk nie miał czasu się rozmyśleć, co z nim pocznie. Znając Rożańskiego żal i obrazę, nie śmiał mu się przyznać do tego, że był z panem, ani o Pełce oznajmić.
— Mów, czego się mnie trwożysz nie zjem cię!... Prawda, że ją zabił?
— Nie zabił, — odparł Gabryk cicho i niewyraźnie — nie zabił. Strzelił, to prawda, ale mu Pan Bóg chyba odpuści tę winę, bo go już do ostatka ta kobieta przywiodła. Wszak znowu za innego zamąż iść miała... Biedne panisko głowę straciło, żal serce ścisnął, a żal pamięci nie ma...
— A! co tam o tem mówić wiele — dodał Gabryk i chciał odchodzić. W tej chwili Rożański z konia zeskoczył.
— Co ty ode mnie uciekasz? — krzyknął — ja cię tak nie puszczę. Zły jestem na Pełkę, bo mi się niewdzięcznością wypłacił, alem mu był przyjacielem i gniew gniewem (krew nie woda), a źle mu nie życzę... Gdzie on jest?
— A no — nie wiem, uciekł! — rzekł Gabryk — bo myślał, strzeliwszy, iż ją zabił.
— Dokąd?
— No — nie wiem, pewnie na Śląsk... Odchorował, mało nie zmarł...
— A tyś tu jak? z kim? czemużeś go opuścił?
Spojrzał mu w oczy i nagle, dopatrzywszy, że Gabryk się zmieszał, zawołał:
— Kłamiesz! co ty mi pleciesz! nieprawda! wszystko nieprawda! gdzie twój pan?!
Ruszył ramionami Gabryk, słowa nie mówiąc.
— Człowiecze! mów mi prawdę! — wołał Rożański — on tu jest! on tu musi być, bo tybyś go w złym razie chorego nie porzucił... Przecież, mimo że mnie srodze obraził, sercam