Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/526

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dla niego nie stracił. Załatałem tę biedę z Kmicicami, pannę zamąż wydałem za stryjecznego brata... zapomniane rzeczy... Nie lękaj się... mów! zaklinam.
Jeszcze Gabryk się wahał, gdy go Rożański pochwycił za ramiona
— Ale ja cię nie puszczę, ślad wślad za tobą chodzić będę, mnie się tak lada czem nie pozbędziesz... Gadaj...
— Nie mogę, — rzekł Gabryk — ledwie z choroby wychodzi, gdyby was zobaczył, toby go to dobiło. Doktór zakazał ludzi puszczać.
— Jaki doktór?
— A Ławręcki...
Puścił go zaraz Wacek i rzekł tylko:
— No, więc z Ławręckim się zobaczę i ciebie już nie potrzebuję... Bywaj zdrów. O pana się nie lękaj, złego mu ani życzę, ani zrobię.
Pomimo tego zapewnienia, Gabryk zmieszany do domu powrócił, a że doktora zastał, wziąwszy go nabok, zaraz mu się ze swej przygody wyspowiadał, aby go uprzedzić, iż Rożański z nim o tem mówić będzie. Chory miał się lepiej, lecz przychodząc zwolna do zdrowia, coraz mocniej przy swej myśli stał, by do klasztoru wstąpić.
Rożański tegoż dnia w kilka godzin później zetknął się z Godziembą. Od łowczego, którego z sobą zaprosił na podróżną przekąskę, dowiedział się dopiero ze szczegółami o całej historji przyjaciela, którą po świecie bardzo różnie opowiadano. Miał tyle pomiarkowania Wacek, iż o ucieczce na Śląsk posłyszawszy od Godziemby, wcale temu nie zaprzeczał. Opisał mu łowczy i owe konkury, których winę z siebie na matkę zrzucił, i ów straszny wieczór, i jego skutki. Rożański się niezmiernie zdziwił zmianie usposobień pani pisarzowej.
— Szkoda tylko, że dziesięciu laty wprzódy o pistoletach nie pomyślał, kiedy to tak zbawienny miało skutek — dodał, ramionami ruszając.