Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/520

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najprędzej szukać miano — gdzie się z nim schronić nie wiedział. Dając więc koniom spoczywać, a słowa nie mogąc dopytać się od Pełki, pociągnął z nim małemi drożynami ku Krakowu, gdzie jeszcze najbezpieczniej skryć się było.
Przez całą drogę milczał, niebardzo będąc przytomnym, Pełka... Gabryk go poił, czem mógł, aby w nim życie utrzymać, bo jadła żadnego nie tykał. Musiano odpoczywać po drodze, gdyż gorączka się rozwijała i chory majaczył, a wóz trzęski i znużenie chorobę zwiększały. Tak z wielką biedą dostali się nareszcie do stolicy, gdzie już przynajmniej izbę i lekarza znaleźć było można. Gabryk pobiegł natychmiast po doktora Ławręckiego, który w ostatnim pojedynku rannego opatrywał i leczył, a bardzo Pełkę pokochał.
Dowiedziawszy się o wypadku, przybiegł z nim natychmiast, lecz zastał w takim stanie Pełkę, iż się nic radzić nie ważył.
— Dać mu pokój, — rzekł — a naturze nie przeszkadzać, ona tu swoje dzieło rozpoczęła, przy którem lekarz głupi — walczy w nim życie z chorobą; można, chcąc dopomóc życiu, przyjść w pomoc chorobie. Będę patrzał i pilnował, ale się go tknąć nie ważę. Dawajcie mu, cokolwiek zapragnie, a strzeżcie od wszelkiego wrażenia, od widoku, od ludzi...
Położono tedy Pełkę, w izbie przyciemnionej, a Gabryk siadł przy nim, dniem i nocą go nie odstępując. Pragnienie snadź paliło chorego, bo wody wołał, a lekarz jej nie wzbronił, więc pił nadzwyczaj wiele i gorączka jeszcze się wzmagać zdawała, a doszedłszy do największego stopnia, nagle opadła, i Pełka począł osłabiony spać... coraz spokojniej...
W przerwach snu tego pojono go rosołem, i doktór Ławręcki w kilka dni szepnął, iż ma nadzieję, że silna, zdrowa natura zwycięży. Tak się stało po śnie tym. Pełka się zbudził przytomny, rozpytując Gabryka, gdzie się znajdował,