Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

podeszło i dopiekało... Na gościńcu pusto jak zajrzał... Tu dopiero odetchnąć mogli nieco i myśli pozbierać... Jechali więc, to gwarząc, to milcząc, godzinę może, gdy nade drogą postrzegli konia osiodłanego, który z głową zwieszoną stał.
Jeźdźca przy nim widać nie było, tylko coś czerniało na ziemi. Nie mogąc zrazu rozpoznać, co to znaczyło, pośpieszyli raźniej, a koń, który z głową zwieszoną stał, podniósł ją i rżeć ku nim zaczął. Zbliżając się, dostrzegli dopiero, iż wierne stworzenie pilnowało pana, który z rękami rozciągniętemi, twarzą na ziemię padłszy, leżał. Nieopodal od niego widać było kołpak, który mu się z głowy stoczył. Mężczyzna odziany był czarno i zdawał się jakby zabity, bo nieruchomy był... Koń to go wąchał, to przy nim nogą grzebał, to się rzucał wbok i powracał.
Gdy się tuż przysunęli, Firlej i Pokubiata domyślili się raczej, niż poznali, Pełkę... Nie było na nim znać ani postrzału, ani widać krwi przy nim, domyślali się więc, iż omdlały z konia upaść musiał. Stanęli przy nim, radząc się oczyma, co poczynać.
Wtem na odgłos koni ów jakby nieżywy leżący westchnął, podniósł się, głowę dźwignął, a gdy wzrok jego padł na Firleja, gwałtownie na nogi się pochwycił i choć w pierwszej chwili zachwiał, z dziką postawą i krzykiem wprost przypadł ku niemu, ręka za pasem pistoletu szukając. Firlej też dobył prędko od siodła i stanął, cofając się w obronie, a Pokubiata skoczył między nich i za ramię Pełkę przytrzymał.
Słowa jeszcze nie rzekli do siebie... Nie znalazłszy pistoletu, Medard do szabli się wziął, której ręką bezsilną dobyć nie mógł, usta mu się poruszały, a słowo z nich nie dobyło żadne, potem krzyk przerażający jeden i z nim znowu na ziemię padł.
— Przez ciebiem zbójcą — leżąc, począł wołać Pełka. — Stój i bij się, abyś mi życie wydarł, które mi zbrzydło, lub ja twoje... Stój!...