Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cofnęli się więc razem z Gabrykiem ku wrotom kamienicy... i tu stanąwszy, patrzali.
Jechało najprzód konnych kilku ze dworu, ludziom dając znać, aby się mieli na ustęp; potem szło kotcze pana marszałka w cztery konie z niebieskiemi aksamitnemi, srebrem okładanemi chomątami uprzężone, potem dworzan kilkunastu otaczających poszóstną karocę otwartą. Siedział w niej zboku posępnej twarzy, z cudzoziemska wyglądający mężczyzna, jakby zmęczony i zagniewany, w stroju francuskim czy niemieckim, z koronkami przy czarnej sukni aksamitnej, w kapeluszu z piórem czarnem, trzymający w ręku rękawiczki, których snać włożyć nie miał czasu... Był to król; pokłonili mu się wszyscy, ale milczeli, stojąc, i nikt nie okrzyknął... Jan Kazimierz oczyma jakby osowiałemi poglądał po tłumie, i niby widząc, niby nie widząc, kiedy niekiedy rękę do kapelusza przyłożył. Na stopniach karocy z obu stron stało po dwóch karłów, a ztyłu dworzan dwóch się uczepiło... Nie było z nim na siedzeniu nikogo, tylko naprzeciwko w sukni zakonnej — braciszek jezuicki... Za powozem króla jechało jeszcze konnych panów kilkunastu, skromnie ubranych... Cała kalwakata zawróciła się do kolegjum akademickiego, gdzie król, jak mówiono, jechał jeszcze raz z astrologiem słownym dr. Żebrowskim przyszłość swą badać, bo mu jej on pierwszym razem, narysowawszy i obrachowawszy „nativitatem“, wyjawić nie chciał, co znaczyła.
Namyślał się tedy Pełka, czy zaraz się do dworu przyłączyć i marszałkowi przedstawić, lub w mieście nieco spocząć... a zdawało mu się lepszem niezbyt śpieszyć... i lepiej się rozpatrzeć i rozsłuchać...
Zajechali tedy do znajomej gospody w rynku pod Murzyny.
Na wstępie zaraz nadarzyli się chorążyce Laskowscy, którzy tam już snać przydłuższy