Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/493

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rożański. — Waćpani nie wiesz nic. Kłamać musiałem... kłamać... Jego niema! uciekł!...
Zboińskiemu się ta małpa wyrwała i w samą porę przybiegła...
— Kto? pisarzowa?
— Któżby miał być? Ludzie mi powiadają, że się był tylko co odział i miał na koń siadać, by jechać, gdy kolebka stanęła u ogrodu i chłopak przybiegł do Pełki, że do niego ktoś z pilnym interesem przybył na dwa słowa...
Wyszedł, słyszę, ledwie czapkę wziąwszy, na dwa słowa — i nie wrócił...
— Cóż się z nim stało? pojechał z nią?
— A juściż! jak był, tak siadł do kolebki — i po wszystkiem.
Rożańska sobie oczy zakryła i zaczęła płakać.
— Niechże ginie, kiedy chce! Wyrzekam się go! znać nie chcę! niech przepada! Nigdy sobie nie daruję, żem wojskiego i Elżusię na to naraził...
Rożańskiego opowiadanie prawdziwe było, lecz niedokładne; w istocie pani pisarzowa zdążyła na porę, aby się o zaprzedaną sobie duszę upomnieć. Na widok jej Pełka, który się najmniej spodziewał, by się jeszcze mógł z nią spotkać — chciał zrazu uciekać... krzyknęła nań i zatrzymała... musiał przyjść drżący... Nie było ani wymówek, ani długiej rozmowy, kazano mu na stopniu kolebki stanąć, gniewna pisarzowa przemówiła doń ledwie i konie ruszyły...
Pełka zniknął...
Dojechawszy do domu, Rożański, którego febra chwyciła, w łóżko się położył... mając tylko tyle pamięci, by do folwarku posłać oznajmić pani Cyrulskiej, co się stało. Małą i w niej miał nadzieję — nie szło mu już o wyrwanie Pełki ze szpon tej kobiety, boby go Kmicicowie nie chcieli — ale pozbyć się był rad załogi i wszelkich z tym domem stosunków...