Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/420

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobą różne prejudykata, żaden ustępować nie chciał, i ledwie się udało przejednać dwóch draźliwych o przywileje dostojeństwa prałatów — podziałem między nich obrzędów... pogrzebowych. Trudniejszem zdawało się zapobieżenie, by nieprzyjaciele królowej, którym koronowanie jej razem z małżonkiem zdawało się niewłaściwem, nie okazali publicznie swej niechęci dla niej. Można się było spodziewać głośnego nawet protestu w kościele, kiedy go Kazimierzowi nie oszczędził ów możny pan, czasu przysięgi uroczystej we Lwowie na poprawę włościan doli. Musiano zawczasu myśleć, aby nie dać się podnieść głosom i zatruć chwili triumfu...
Pełka, któremu despotyczna wola pani pisarzowej naznaczyła Kraków na spotkanie — ledwie miał czas dać znać do Gołczwi Gabrykowi, ażeby z dworem i wozami przybywał. Tu, gdzie już się prawie tak rychłej wieści nie spodziewano, radość była wielka. I Laskowscy oboje, i poczciwy Gabryk, który z rozpaczy już się żenić zamyślał, ucieszyli się wiadomością o Medardzie, a wyprawa poszła tak raźnie i prędko, iż nim włosy odrosły na głowie Pełce, miał już znowu przy sobie wiernego sługę, ulubione konie i wszystko, czego do wystąpienia potrzebował.
Trafiło się, iż do Krakowa przyszło mu wjeżdżać właśnie z królem razem. Sobieski go zdala zobaczył i posłał komornika, aby mu się zaraz stawił.
Pojechał więc Pełka na zamek, pamiętny mu jeszcze z czasów Kazimierza, aby króla powitać. Docisnąć się było trudno, i podwórza a komnaty cale teraz inaczej wyglądały. Dobry czas upłynął, nim się Medard posłuchania doczekał. Gdy go król postrzegł, przyszedł z uśmiechem do niego.
— Na miły Bóg! gdzieżeś mi się waszmość zadziewał, że o nim na świecie słychu nie było? Coś robił?