Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ce, modlił się długo... na rękach głowę położył, myślał, sumował, aż, jakby go co dźwignęło, powstał i pobiegł do domu.
Nikogo tam nie było, bo i Rożański, i Kryszkowski w świat już poszli, szukając sobie kompanji. Pełka zawołał Gabryka... Stanął wierny sługa, patrząc w oczy panu, a zobaczywszy go posępnym, strwożył się.
— Słuchaj Gabryk, — odezwał się do niego pocichu Medard — zrób tak, jak ci powiem... Zabieraj wóz i konie, i co tam jest... zostaw mi podróżną opończę jaką taką, jednego konia... no... nic więcej — i ruszaj do domu....
Gabryk zdziwiony milczał.
— A pana kiedy się tam spodziewać mamy? — rzekł po chwili.
— Mnie? — zmieszany począł Pełka — nie wiem... Wasza rzecz w Gołczwi siedzieć do dalszych rozkazów...
— A no... — chciał począł Gabryk.
— A no — ani słowa już więcej. Ładujcie wóz, zabieraj ludzi i konie, i żebyś mi dziś był w drodze...
Gabryk stał niespokojny...
— Słyszałeś, — dodał Pełka — znasz mnie, że ja długo mówić nie lubię. Gdyby mnie doczekać się było ci ciężko... a znudziło ci się... Laskowski ci grunt da i dworek — żeń się i żyj zdrów...
Rzucił mu się do kolan Gabryk, niemal płacząc.
— Cóż pan myślisz! na miłosierdzie Boże! jeszcze przede mną, wiernym sługą, nigdy tajemnic nie było! Paneńku, źle wam z oczu patrzy...
Pełka się odwrócił.
— Mój Gabryk, — rzekł — nie ciągnij ze mnie, czego ci zwierzyć nie mogę. Jedź z Bogiem... Ani słowa nikomu, gdyby cię pytano. Do Gołczwi jedźcie, Laskowskiemu listy oddacie i pani siostrze...