Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/380

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Miał zbyt wielu nieprzyjaciół, ażeby mógł sam o tem pomyśleć. Po Czarnieckim wprawdzie on był ulubieńcem narodu — lecz nie z tysiącami rachować się było potrzeba, ale z tą falangą, stojącą u steru, która dowiodła, iż nikt bezkarnie przeciw jej woli, nad nią wynieść się nie może. Ofiarą jej padł nieszczęśliwy Michał.
Szlachta zrozumiała i uczuła to, iż nie dorosła do rządzenia Rzeczpospolitą, choć się zwała elektorką królów i miała wolę — nadania sobie pana.
Pełka, mając wiadomość przez Kryszkowskiego, iż Pac postanowił odciągnąć, a Sobieski miał do Lwowa przybyć, postanowił tu czekać na niego... Obaj razem z towarzyszem spędzili dni, gdyby humor służył, dosyć wesoło, bo ich tu na rękach niemal noszono, a dosyć opowiadaniami nakarmić ciekawych nie mogli. Pełka do nich nieskłonny, był więcej słuchaczem, niż świadkiem dla Kryszkowskiego, który na rachunek wyprawy chciwym szczegółów niestworzone opowiadał rzeczy. Należał on do tych rycerzy, co i w polu nie zaśpią, i odbywszy, co do nich należało, popisać się z tem umieją. Nikt nad niego łatwiej poematów nie tworzył i historji prawie z niczego, bohaterów z pospolitych ludzi i wiekopomnych czynów z najzwyczajniejszych wypadków. Pełka podziwiał ten talent, bo Kryszkowski, właściwie rzekłszy, nie kłamał, lecz z tematu, jakich tysiące dostarczała wojna, tworzył rzeczy, których naocznym będąc świadkiem towarzysz, zaprzeczyć im nie mógł, a potwierdzać jednak się lękał.
— Mój Kryszkowski, — mówił do niego Pełka, gdy zostali sami — powiedz ty mi, skąd ty to wszystko bierzesz u licha?
Stary wojak wąsa pokręcił.
— Jużcić nie poluję, — rzekł z powagą — prawda tam zawsze jest we środku, a że mi Pan Bóg taką naturę dał, iż zdala mi się rzeczy ogromniejsze i cudowniejsze wydają, temum ja