Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pełka spuścił oczy i podparł się na ręku...
— Toż mi cię żal szczery! — odezwał się Wacek — ale też bracie mój, — dodał — nie godzi się ani przeciw wodzie płynąć, ani przeciwko losom się opierać, a życia krótkiego święcić... Było sobie twarzyczki poszukać, a posiedzieć, a przystać, a zasmakować, tamtejbyś zapomniał i byłbyś szczęśliwy!
— Nigdy, — odrzekł Pełka — naturę mam upartą, za nią pokutuję.... ale mnie nie przerobi już nikt... Rad jestem, żeś ty szczęśliwy.
— W domu! jak w raju, — mówił Wacek — ale poza nim gospodarka! Bieda... a łanowe, a podatek, a staje, a nieurodzaj, a posucha, gradobicie... woda... a chłopiska zdradliwe... pokoju mało, kłopotu wiele.
— Gdzież go niema! — odezwał się Medard, widząc, że niosą kubki i wino — zabijmyż troski winem i siadaj, rozgość się jak w domu... boś u mnie.
— Słyszę, toś i dwór sobie kupił! — mówił Wacek — szczęśliwy człecze.
— I Gołczwięm odebrał, — rzekł Pełka — i ziemi do niej szmat cudzej przybędzie, bo mnie na groszu Bóg błogosławił — ale co mi po tem! wolałbym ja inne błogosławieństwo...
Trącili się kubkami, do których i łowczy przystąpił.
— Przecież z podczaszyną poszło dobrze? — spytał ciekawy.
— Tak, dobrze, — uśmiechając się, odezwał się Pełka — że mnie za drzwi forowano, a na progu omal podkomorzy nie pokąsał.
Łowczy się po twarzy uderzył, bo miał zwyczaj taki, Wacek ciekawie rozglądał się po domu i rozłożonych bogactwach...
— Po pańsku u waszeci! — zawołał — co się zowie... Dobrze ci posłużyła podróż...
Medard nic nie odpowiedział. Poszli tedy razem po izbach, gdzie zaraz szkatułę bursztynem i kością słoniową sadzoną, misterną wielce o-