Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Żywot i sprawy Pełki.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Serce się staremu ścisnęło. Domyślał się, iż mu może zakaże też Pełce mówić, że ją znalazł, a nie chcąc się ani poddać rozkazowi, ani przekroczyć, wolał uniknąć i co prędzej podczaszynę pożegnać. Wyszedł więc rychło. W domu zastał już Pełkę, ubierającego się jakby w odwiedziny.
— A to dokąd? — zapytał.
— Naprzód do księżny, — westchnął Medard — a potem do króla jmci...
— Wiecież o księżnie?
— Od wczora, — rzekł Pełka — przecież moi ludzie wyszukać ją musieli... i wynaleźli.
Godziemba nie powiedział mu nic o swej bytności i tak się rozstali, a Pełka na zamek jechał. Przybył wszakże w porze, gdy ks. prymas był na radzie u króla i wskazano mu inny dzień na posłuchanie, z czego prawie rad był. Wprost więc wyruszył do podczaszyny i księżny.
Nie wzbroniono mu wstępu, lecz sama tylko matka go przyjęła.
Pełka wszedł poważnie, z twarzą spokojną i nie okazując wielkiego wzruszenia; podczaszyna blada była i drżąca.
— Przybyłem pani podczaszynie i pani ekswojewodzinie winszować, — rzekł, nie siadając i trzymając się z czapką w ręku w środku komnaty — czy jest czego, czy nie, to już nie moja rzecz, a obowiązkiem przyjaciela domu dopełnić, co należy.
— Przyjaciela domu! podchwyciła podczaszyna z przekąsem — bardzom wdzięczna, że się waszmość przyznajesz do tego nazwiska, ale ja w waszmości tylko sąsiada widzę.
— Jak się podoba, — odparł Pełka — ja z siebie sądzę, pani wedle siebie — to pewna, że najlepiej życzę, choć serce boli.
— Skądże ten ból — syknęła jejmość.
— Jeśli go pani się nie domyślasz, pocóżbym o nim prawił? — mówił ciągle spokojnie bardzo Pełka. — Nie byłbym może ośmielił się natręt-